niedziela, 16 października 2016

Sowy czy kury? Oto jest pytanie!


    Pierwszy miesiąc jesieni już niemal za nami. To oczywiste, że w tym czasie wraz z Podopiecznymi bawimy się w zabawy o jesiennej tematyce, a i wykonujemy stricte jesienne prace plastyczno-techniczne. Dziś chciałabym Wam zaprezentować jedną z takich właśnie.
    W zamyśle miały być sowy, ale czy tak owe nam wyszły? Zdecydujcie sami ;).

    Ostatnio jedna z Was [o ile się nie mylę to Kraina Kreatywności] podzieliła się na Facebooku szablonem sów, który później znalazłam dodatkowo przez Google. Postanowiłam z niego skorzystać. A jak ;)!
    Po wydrukowaniu i wycięciu kształtów, wymyśleniu czym je wypełnimy i znalezieniu odpowiednich materiałów [w tym "buziek" sów...? Hmm... ptaków ;)] przystąpiłyśmy do działania. [Te fragmenty sów pochodzą oczywiście z ogólnodostępnych grafik Google. Znalazłam je po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła: oczy sowy].

    Polcia bardzo chętnie tworzyła ptaszyska. Chyba pierwszy raz była aż tak zainteresowana wykonywaniem pracy plastycznej i aż tak sprawnie nam to szło. Najpierw przykleiła brzuszki wycięte z pianki dekoracyjnej z efektem pluszu. Następnie wybrała oczy sów i umiejscowiła je w odpowiednim miejscu. A na końcu najwięcej frajdy, czyli zabawa piórkami i przymocowywanie ich jako skrzydła. Tak dokładniej prezentują się nasze twory:

    Z mojej strony nie pozostaje mi nic innego, jak tylko serdecznie Wam polecić taką formę zapełnienia wędrujących po Internecie szablonów sów. Czy do końca wyszły nam sowy...? Nie mi oceniać, ale z jakiegoś powodu powstałe ptaki skojarzyły mi się również z kurami ;). Aj, może to tylko takie moje widzimisie ;).
    Aa, i na sam koniec jeszcze, tak w ramach potwierdzenia słów, iż pomysł okazał się świetny, dodam, że mała Pola nie poprzestała na zrobieniu 2. sów, a wykonała ich aż 5! Nawet te białe, które miały zostać wstępnie pomalowane farbkami - zostały białe i szybko wyklejone :).

wtorek, 6 września 2016

Plim, plam, plom, akwarium to jest rybki dom ;),
czyli akwarystycznych wpisów ciąg dalszy

    Widziałam, że ostatni wpis cieszył się dość sporą popularnością ;), stąd postanowiłam pozostać w temacie i pokazać Wam inne akwarium, które kiedyś wykonałam z poprzednią Podopieczną. Od razu uprzedzam: taaaak, miało to miejsce grubo ponad rok temu i taaak dopiero teraz ma ono swoją premierę. Oj, gdybyście wiedzieli, ile jeszcze takich perełek mam obfotografowanych. Niestety, nie ma komu publikować ;).

    Reguła tworzenia, jak zresztą doskonale widać, bardzo podobna, jednak zamiast talerzyków użyłyśmy szablonu wyciętego z grubego papieru technicznego. W zamyśle miał on przypominać kształtem kuliste akwarium ;). Następnie wystarczyło je wypełnić.

    Naklejki rybki standardowo pochodzą z arkuszy zakupionych latem w Biedronce. Jako że jednak były to wcześniejsze modele bez naklejkowych charakterystycznych bąbelków, te postanowiłam zrobić sama z... najzwyklejszej folii bąbelkowej. I tutaj od razu taka mała dygresja, wycinając je, bądźcie ostrożni, gdyż bardzo łatwo taki bąbelek przebić i z efektu nici. Aaa, i drugie wtrącenie. Przygotujcie ich od razu więcej, gdyż zapewniam, że Maluchy nie odpuszczą i korzystając z okazji kilka sobie poprzebijają. Ot, w formie zabawy. Kto tego nigdy nie robił, niech pierwszy... strzeli bąbelkiem ;).

    Na załączonych obrazkach widać również, że tym razem udało nam się zrealizować pomysł z piaskiem. Bez problemu wylądował na kartce. Miałyśmy bowiem wówczas bardzo dobrą dwustronną taśmę klejącą, a piasek nie był podkradany z osiedlowej piaskownicy, tylko pochodził ze specjalnego zestawu do wyklejania.
    Na koniec dokleiłyśmy glony tym razem wykonane ze sztywniejszej krepy oraz naturalne kamyczki i muszelki, które co jakiś czas odpadały i trzeba było je ponownie umieszczać na papierowym akwarium. Gotowe.

    Z tego co sobie przypominam [a z tą moją pamięcią jeszcze nie jest tak źle ;)] poprzedniej Podopiecznej - Wikusi - zabawa bardzo przypadła do gustu. Doskonale pamiętam, jak z radością bawiła się "kolorowym piaskiem" jeszcze na długo po wykonaniu pracy plastycznej [została nam resztka, którą namiętnie przesypywałyśmy w coraz to nowe pojemniki].
    W skrócie, od nas 5 pełnych gwiazdek!

niedziela, 28 sierpnia 2016

Rybka sobie płynie, w morskiej chowa się głębinie


    Nie do wiary! Już koniec sierpnia! Nie mam pojęcia, kiedy to zleciało [swoją drogą, czy Wy też tak macie? Dzień za dniem... Mijają jak szalone!].
    Starając się jednak oderwać od myśli o zbliżającej się jesieni, ciesząc się rozpieszczającą nas w ten weekend pogodą, chciałam Wam na szybciutko pokazać jeden z naszych ostatnich tworów - naszą wersję akwarium. Schemat jego wykonania pewnie już większości z Was jest dobrze znany, jednak naszej wariacji na pewno jeszcze nie widzieliście ;). W sumie to jeden z tych pomysłów, którego efekt końcowy zawsze wyjdzie nieco inny w zależności od użytych materiałów i kreatywności samych twórców ;).
    Nie przedłużając, nasze akwaria/bulaje w całej okazałości prezentują się tak:

    Czego użyłyśmy? Papierowych talerzyków, folii do laminowania [już sztywnej, po obróbce cieplnej], farbek, znanej "biedronkowej" pianki, z której wycięłam glony oraz równie znanych z Biedronki zestawów naklejek. A! No i próbowałyśmy użyć też zwykłego piasku, ale raczej ten eksperyment nie należał do udanych ;).

    Podopieczna mieszając zielone i niebieskie farby pomalowała talerzyki. Po wyschnięciu wystarczyło na nich przykleić rybki i glony, a następnie powstałą całość przykryć kolejnymi talerzykami z wyciętym otworem. Nie wiedziałam, która wersja bardziej spodoba się Poli, więc jedną zrobiłyśmy z "szybką" [folią do laminowania], drugą zaś otwartą, tak, aby w razie chęci Podopieczna mogła "pomacać" różne faktury elementów wnętrza akwarium.

    Mimo napotkanych trudności w postaci słabej taśmy dwustronnej, która chcąc nie chcąc zmusiła nas do zmiany naszej pierwotnej koncepcji, zabawa, o dziwo(!), sprawiała nam dużo radości. Sytuację ze wspomnianą taśmą potraktowałyśmy jako kolejny nasz eksperyment i okazję do pokazania, że nie zawsze jest tak, jak to sobie zaplanujemy ;).
    Najlepszymi momentami podczas zabawy były: samo zamalowywanie(!) talerzyków [ach, to dokładanie kolejnych warstw farby ;)!] oraz przyklejanie rybek, których większość i tak wylądowała na walizce małego doktora ;).
    Od nas zasłużone 5 gwiazdek. Polecam, tym bardziej że nawet jeśli w trakcie zabawy coś nie pójdzie po Waszej myśli, efekt końcowy i tak będzie baaaaaardzo zadowalający :).

wtorek, 26 lipca 2016

Oczy, uszy, usta, nos i jeszcze coś,
czyli tworzymy postacie/układamy twarze

    Dziś chciałam Wam pokazać układankę domowej roboty, którą przygotowałam już jakiś czas temu.

    Pomysł, aby pobawić się z Dzieciakami [nie tylko z Podopiecznymi, ale i tymi z rodziny] w układanie buziek/twarzy wpadł mi do głowy już jakiś czas temu. Początkowo myślałam, że zrealizuje go przy pomocy wujka google i drukarki. Niestety, jak się jednak okazało, w Internecie nie znalazłam interesujących mnie grafik/rysunków, a narysować samemu? Eeee, to chyba żadna tajemnica, że nie posiadam wybitnych zdolności plastycznych. No, nic. Pozostało szukać dalej. Szukałam, szukałam i... Opłaciło się! Ku mojej uciesze, w moje ręce wpadły rewelacyjne książki z naklejkami z serii Melissa&Doug [cena: około 24zł/sztuka]. Idealne do zrealizowania mojego zacnego celu ;).

    Według opisu ze strony producenta naklejki w książce miały być wielokrotnego użytku. Pomyślałam: super! Tu na wstępie wyprowadzę Was jednak z błędu i napiszę, że nie są. Bynajmniej.
    Gdybym w planach miała przygotowanie zabawy wyłącznie dla jednego Malucha, pewnie nie stanowiło by to dla mnie problemu. Jednak jako że jestem nianią/pedagogiem, a szykując niektóre materiały zależy mi na tym, aby posłużyły więcej niż raz, musiałam [i chciałam!] coś z tym zrobić.
    No i zrobiłam! Zalaminowane plansze wielokrotnego użytku, do których można przyczepiać i z których można odczepiać również zalaminowane elementy.
    Moim zadaniem było skserowanie bądź zeskanowanie i wydrukowanie interesujących mnie ilustracji, odpowiednie ich wycięcie, zalaminowanie i ponowne wycięcie [taaak, tym razem sporo się nawycinałam ;)]. Na końcu podoklejałam fragmenty rzepu w odpowiednich miejscach. Gotowe! Spokojnie mogłam przystępować do testów ze znajomymi mi dwulatkami :)).



    Jak widać na powyższych zdjęciach moja dwuletnia siostrzenica całkiem dobrze się bawiła, a podczas zabawy nie napotkała żadnych trudności. Wręcz intuicyjnie od samego początku wiedziała, co należy zrobić z przyszykowanymi materiałami.
    Plansze przetestowałam także z o kilka miesięcy starszą Podopieczną. Tutaj sprawa miała się podobnie. Jedyne to co zauważyłam, w obu przypadkach najtrudniejszymi elementami do układania okazały się brwi, co jakoś wcale niespecjalnie mnie dziwi. Elementy są wąskie, a poza tym podczas naturalnej nauki części ciała/twarzy zazwyczaj nie kładzie się aż takiego nacisku na "pokazywanie brwi" ;).



    Tak wyglądały nasze przykładowe buźki przygotowane z Polcią:



    Na samym końcu Podopieczna obdarzona dużym poczuciem humoru postanowiła mnie trochę rozśmieszyć i całkowicie umyślnie przygotowywała takie oto cuda. Aż żałuję, że nie zdążyłam sfotografować pani, której uszy były ozdobione kolczykami w postaci męskich nosów! Co to był za widok! No, mówię Wam ;)!

    Podsumowując, bardzo polecam podobne zabawy. Bazując na moim doświadczeniu mogę Was zapewnić, że obu dziewczynkom tworzenie postaci za każdym razem [a było ich więcej niż raz] sprawiało dużo frajdy. Ja jako dorosła oprócz tego, że również miło spędziłam czas ;), mogłam także poprzyglądać się, jak idzie praca rozwijających się dwulatek i na co zaczynają one zwracać uwagę [np. Podopiecznej zaczęło już zależeć, aby kolczyki/oczy były jednakowe/do pary].
    Jeśli chodzi o same książki z serii Melissa&Doug, na których bazowałam, czuję się w obowiązku, aby Was jeszcze poinformować, że o ile tę z kobiecymi twarzami można wykorzystać w całości, tak z tej drugiej [z mężczyznami] mocno wybierałam odpowiednie elementy. Spowodowane było to tym, że druga z książek przedstawia bardziej śmieszne buźki [np. superbohatera, budowniczego, sportowca, kosmitę, potwora itp.], a niektóre elementy w niej zawarte wydały mi się wręcz obrzydliwe. Przed zakupem najlepiej jeszcze same je sprawdźcie w internecie bądź na żywo.

sobota, 16 lipca 2016

La..., la..., la... Lato i nasze domowe laboratorium.
Hmm... Smaku czy koloru ;)?

    Lato zobowiązuje, a jak ;)! Mawiają, że to czas, kiedy można sobie bardziej pofolgować. Folgowałyśmy i my.
    Tym razem korzystając z jednego z luźniejszych przedpołudni postanowiłyśmy w domu urządzić laboratorium. Choć nie było ono zbyt wielkie, to z pewnością z prawdziwego zdarzenia ;).
    Już jakiś czas temu - KLIK - pokazywałam na blogu, że zabawa kolorową wodą może przysporzyć wiele frajdy. Po raz kolejny postanowiłam wykorzystać w pracy ten pomysł, tyle że w obliczu wielkiego bałaganu kontra białe otoczenie musiałam go lekko zmodyfikować.
    Do Podopiecznej przyniosłam więc gotowe kolorowe mieszanki [woda + farbki do malowania paluszkami] zamknięte w małych strzykawkach. Teraz mogłyśmy już dowolnie szaleć.

    Po wykonaniu kilku niemal czarodziejskich doświadczeń, w wyniku których woda magicznie zmieniała kolor, mogłyśmy przystąpić do zrobienia letniej pracy plastycznej - smakowitych lodów. Inspiracja przyszła sama pojawiając się namiętnie na mojej FB tablicy [korzystając z okazji zapraszam i do siebie -> KLIK]. Tak więc z góry dziękuję użytkowniczkom, które je zamieściły.

    Polcia w dalszym ciągu korzystając ze strzykawek, pipetek i kolorowej wody zmieszanej w dwukomorowym pojemniczku przystąpiła do farbowania wacików/płatków kosmetycznych.

   Kiedy bawełniane krążki wyschły [a trwało to, ostrzegam, baaaaaardzo długo] mogłyśmy je przykleić na wcześniej przeze mnie przygotowane tekturowe rożki. Skończone.

    Spędzanie przedpołudnia w opisany wyżej sposób bardzo przypadło Polci do gustu. Na tyle, że mimo początkowych trudności w obsłudze strzykawek, nie zniechęciła się. Zmotywowana ciekawą zabawą i jej równie ciekawym efektem szybko załapała, w jaki sposób działa mechanizm przyboru. Cieszę się, że w tak prosty i przyjemny sposób mogłyśmy przemycić kilka prostych ćwiczeń rozwijających małą motorykę. Co więcej teraz strzykawki wykorzystujemy nawet do malowanek wodnych.
    Podsumowując, od nas zasłużone 5 gwiazdek.

wtorek, 3 maja 2016

Mamusi laurkę damy i 100 lat zaśpiewamy



W dniu Twych urodzin samej radości.
Życzę, aby uśmiech na Twej twarzy gościł!
Niech się spełni każde Twe marzenie,
A smutki idą w zapomnienie.

    Ten kto mnie już trochę zna, ten doskonale wie, że zawsze staram się być sprawiedliwa. I w życiu prywatnym, i na gruncie zawodowym; współpracując z Maluszkami. Nie inaczej ma się sprawa, gdy chodzi o prezenty dla Najbliższych [ich wybór, czy wykonanie]. Tutaj też w pełni wyznaję szumną zasadę "każdemu po równo" ;).
    Czemu o tym wspominam? Ano, dlatego że dziś są urodziny Mamy Polci i z tegoż to powodu kilka dni temu przygotowałyśmy dla Niej urodzinową kartkę, która charakterem nawiązywała do tej wręczonej we wrześniu tacie --> [KLIK]. Inaczej być nie mogło ;).
    Aby jednak nie powtarzać dokładnie tego samego motywu, tym razem na laurce znalazł się prezent wypełniony kolorowymi, akrylowymi pomponikami i udekorowany srebrną kokardką. Mamy nadzieję, że Mamie się spodoba.

    Na koniec, jako ciekawostkę dodam, że oczywiście, jak się zapewne domyślacie, pomponiki były w tym wszystkim najlepszym i najciekawszym elementem. Tak też jest po dziś dzień.
    Te małe kuleczki, najzwyczajniej rzecz ujmując, od dłuższego czasu rządzą. I tak oto przyrządzamy z nich posiłki, wypełniamy nimi klockowe atrakcje dla ludzików Lego oraz beztrosko je rozsypujemy po całym domu [rzecz jasna, później równie beztrosko je sprzątamy ;)]. Bez dwóch zdań polecam. Taka mała rzecz, a jak cieszy [a, no i zajmuje na dłuuuuuugi, długi czas] :).

sobota, 23 kwietnia 2016

Znalezione nie kradzione...
No, właśnie... Czy aby na pewno?

    Chyba każdemu z nas chociaż raz w życiu zdarzyło się coś zgubić. Kilka tygodni temu sama, będąc zmęczoną po całym dniu i na dodatek obładowaną siatami po sporych zakupach, zostawiłam na przystanku autobusowym torebkę/teczkę z mnóstwem pracowych materiałów [nie pytajcie. Nie wiem, jak ja to zrobiłam. Tym bardziej, że mi się "takie rzeczy po prostu nie zdarzają"!... Jak to mawiają zawsze musi być ten pierwszy raz]. Akurat ja w tym wypadku miałam więcej szczęścia niż rozumu. Trafiłam na uczciwego znalazcę i po tygodniu poszukiwań [obustronnych!] odzyskałam swoją własność. Historia długa i ciekawa, nie o tym jednak dzisiaj. Dziś jedynie o pewnym jej aspekcie.
    W czasie poszukiwań nie raz, nie dwa natknęłam się w internecie na obraźliwe, pełne pogardy komentarze typu:

"Jak taka głupia, to ma za swoje."

"Ja bym w życiu nie oddał znalezionego. Mnie nikt nigdy nic nie oddał,
to czemu ja miałbym niby tak robić?!"

"Skontaktowałem się. Dawała marne znaleźne, więc olałem sprawę. Szkoda czasu za takie grosze."

"Gdybym ja znalazł/a czyjąś rzecz, to jeszcze specjalnie bym ją wyrzucił/a.
A co?! Na błędach trzeba się uczyć!"

    Tak, tak... Choć większość z Was ma pewnie podobne przemyślenia do moich, muszę Was zmartwić, te komentarze są autentyczne. Nigdy nie pojmę, co się musiało wydarzyć w życiu takich jednostek, aby stały się tak bezduszne. Złe wzorce? Ano, możliwe.

    Eureki nie odkryję pisząc, iż to Maluchom, które niejednokrotnie wychodzą na zewnątrz z całym tobołkiem zabawek, najczęściej zdarza się coś "posiać". Posiać i już nie odnaleźć, przeżywając przy tym szereg emocji związanych ze stratą.
    Tak, można by się pokusić o typowe stwierdzenia: "Nie brać" i "Pilnować". Na swoim przykładzie jednak doskonale wiem, że mimo naszych starań, przypadki po prostu chodzą po ludziach.

    Kolejna charakterystyczna kwestia, z którą spotykam się na co dzień: "Musi się nauczyć radzić sobie z trudnymi sytuacjami". Zgadzam się, ale gdyby tak przy odrobinie chęci można ich uniknąć? A i na dodatek pokazać chłonnym Maluchom, że świat wcale nie jest taki zły i w dużej mierze to jak wygląda, zależy od nas samych?

    O komentarzach, które wg niektórych mają złagodzić "ból" typu: "Ale nic się nie stało. To tylko głupia zabawka" może już nie będę się bardziej rozpisywać. Szkoda czasu, jeśli ktoś tak podchodzi do uczuć swojego Dziecka.

    W swojej całej karierze zawodowej kilka razy byłam świadkiem zarówno zgubienia, jak i odnalezienia przez Dziecko cudzej własności. Czasami zdarzało mi się też zarejestrować konkretny moment przywłaszczenia, na które przyzwalali Rodzice :/. O ile, niestety, w pierwszym przypadku, nigdy nie udało się nam odzyskać zguby, o tyle w przypadku drugim, kiedy to my coś znajdowałyśmy, zawsze starałam się postępować z Maluchami świadomie.
    Pokrótce przytoczę Wam moje dwie opowieści. Pierwsza z nich zdarzyła się wczoraj. Będąc z Podopieczną na zajęciach dodatkowych, w toalecie znalazłyśmy plastikowego króliczka. Podopieczna, oczywiście, żywo się nim zainteresowała. Może niektórzy [jak te osobniki z internetu] nazwą mnie głupią, ale wytłumaczyłam Małej, że to nie nasza rzecz, że ktoś ją musiał tutaj zostawić/komuś przypadkowo wypadła i razem oddałyśmy zwierzątko Pani w recepcji. Po skończonych zajęciach okazało się, że ową zabawkę zgubiła koleżanka z grupy Podopiecznej. Było już wiadome, czemu przez całe 40 minut zabawy była jakaś nieswoja. Możecie sobie jedynie wyobrazić uśmiech ponad dwuletniej pannicy, którą poinformowałyśmy, że znalazłyśmy Jej własność i czeka na nią na portierni.

    Inna sytuacja wydarzyła się kilka miesięcy temu. Wraz z poprzednią Podopieczną idąc prostą ścieżką prowadzącą na plac zabaw, znalazłyśmy małe autko-resoraka. Niby "tylko zwykły resorak", ale nauczona doświadczeniem [tym razem zdobytym przy byłych Podopiecznych płci męskiej], wiem, ile takie autko może dla chłopca znaczyć. Na początku zgłupiałam. Zupełnie nie wiedziałam, co robić. Byłam pewna, że zabawki nie weźmiemy. Nie chciałam jej też przenosić w inne miejsce, bo zdawałam sobie sprawę, że ktoś, kto być może będzie jej szukać, wróci tą samą trasą. Bałam się jednak, że zanim to się stanie, ktoś inny się o nią pokusi. Nagle ding, ding, ding! Olśniło mnie! Jako że miałyśmy ze sobą kredę, zostawiłyśmy na chodniku swoistego rodzaju ogłoszenie. Po pierwsze tak, żeby zabawka była lepiej widoczna, po drugie, aby jakkolwiek wzbudzić sumienie tych, którzy jednak mieliby ochotę ja zgarnąć. Tym oto sposobem powstała nam taka wiadomość:

.

    Niespełna 3-letnia podopieczna, która brała aktywnie udział w całej akcji, co chwilę chciała wracać w oznaczone miejsce i sprawdzać, czy poszkodowany znalazł już swoją własność. Kiedy okazywało się, że autko jeszcze leży na chodniku, Mała autentycznie smutniała. Po dwóch dniach autko zniknęło [tak, tyle leżało nieruszane!]. Mimo że do tej pory nie wiemy, czy trafiło ono w ręce odpowiedniej osoby, możemy być [i jesteśmy!] z siebie dumne, że zrobiłyśmy wszystko, co w naszej mocy, aby tak się stało. Ja dodatkowo jestem niezwykle szczęśliwa, że choć w taki sposób mogłam dać małemu człowiekowi dobry przykład i choć odrobinę nauczyć Go empatii.

    A Wy co sądzicie na ten temat? Czy Wam wraz z Waszymi Maluchami kiedykolwiek zdarzyło się coś zgubić, znaleźć? Co zrobiliście? Jak zareagowaliście? Jestem niesamowicie ciekawa. Czekam na Wasze komentarze i życzę jak najmniej strat ;).

sobota, 26 marca 2016

Wesołego Alleluja
Wielkanocne kartki + świąteczne gotowce

    Jako że dziś już Wielka Sobota spieszę z aktualizacją bloga. Dziś chciałam Wam głównie pokazać wielkanocne kartki, które kilka dni temu zrobiłyśmy z Polą.

    Do ich wykonania potrzebne były:
- bazy kartek, czyli papier techniczny w wybranym kolorze i formacie [u nas padło na zielone i niebieskie kartki A5],
- wydrukowane na papierze technicznym jajka,
- ilustracje kurczaczków dopasowane wielkością do tychże jaj [koniec końców ja zamieniłam je na filcowe naklejki, które akurat w tym czasie do mnie dotarły],
- farbki/kredki/pisaki + ewentualnie naklejki do ozdabiania,
- dwustronna taśma klejąca [u nad 3D 2mm].

    Na samym początku przystąpiłyśmy z Polcią do pomalowania jajeczek. I tu od razu wtrącenie, to moja mała Podopieczna wymyśliła i zadecydowała, w jaki sposób będziemy to czynić ;). Gdzieżbyśmy tam traciły czas i babrały paluszkami po kształtach? Lepiej od razu całe jajo zamoczyć w mieszance farb! I tak oto tym sposobem udekorowałyśmy kilka sztuk, kolejno wycierając je [a raczej nadmiar farby z nich] w chusteczki [tak, tak, ten obowiązek należał już do mnie ;)].

    Kiedy kolorowe jajka już wyschły mogłyśmy dokończyć wielkanocne kartki dla babć, dziadków i Poli. Aa, bo czy ja już wspominałam, że to dla nich robiłyśmy prezenty? Jeśli nie, to teraz nadrabiam, uroczyście oznajmiam i dodaję, że jedną kartkę [tylko dla siebie!] kilka dni wcześniej zamówiła sama Podopieczna ;).
    Podczas gdy Polcia decydowała się na kolor kartek, ja rozcięłam kilka kształtów jaj, tak aby wyglądały na "pęknięte". Później wystarczyło na przygotowanych bazach nakleić filcowe kurczaczki oraz kolejno papierowe skorupki jajka. Na samym końcu Mała Szefowa udekorowała kartki wewnątrz naklejkami-filcowymi jajkami [oczywiście te etapy nie do końca były realizowane podczas zdobienia laurki Poli, ale tutaj Mała miała już totalną dowolność. W końcu to stricte Jej dzieło].

   Nasze kartki gotowe! Na samiusieńkim końcu Rodzice mogli wpisać prywatne życzenia dla Obdarowywanych.
    Muszę nieskromnie przyznać, że tworzenie karteczek przebiegło nad wyraz płynnie i bardzo podobało się Polci. Mam nadzieję, że efekty naszej pracy spodobają się i Dziadkom!



***

    W tym roku oprócz kartek wykonałyśmy z Podopieczną jeszcze kilka prościutkich, wielkanocnych ozdób [w większości tzw. gotowców]. Jako że jednak ich opis znalazł się już na blogu przy okazji współpracy z poprzednią Rodzinką, dziś wklejam tylko poglądowe zdjęcie i odsyłam Was do poprzednich wpisów -> Koszyczki wielkanocne, Zajączki i kurczaczki z pianki

Zdrowych i spokojnych Świąt Wielkiej Nocy moi Drodzy :)!

niedziela, 21 lutego 2016

Hej ho, hej ho, na ryby by się szło!


    Któż z nas nie kojarzy zabawek tego typu [patrz: zdjęcie]?

    Ano, właśnie! Mnie też rybki na magnes są znane od dawien dawna. Ba! Nawet jedną taką nakręcaną gierkę, którą sama bawiłam się jako dziecko, mam do tej pory! [Swoją drogą, chyba zaraz namówię towarzysza życia do zmierzenia się ze mną, a co ;)!]
    ... W każdym razie, dziś miało być o tym, że taką zabawę możemy spokojnie przygotować w zaciszu domowym; samodzielnie lub, co bardziej polecam, włączając w proces tworzenia Maluszki. Nie dość, że frajda gwarantowana na każdym etapie pracy, to do tego, o ile przyjemniej jest się później bawić własnoręcznie przygotowanymi zabawkami!
    Jako że podobne rybki przyszło mi robić już na studiach w ramach zaliczenia projektu z animacji zabawy, doświadczona chętnie przystąpiłam do działań z Podopieczną [jeszcze poprzednią :)].

    W domu, wraz z małą pomocą drugiej połowy, przygotowałam wędki składające się z: rączki od jednorazowej maszynki do golenia, kawałka sznurka oraz magnesu. Trochę kleju tu, trochę kleju tam, tu przywiązać, tam zawiązać i gotowe ;). Gdybyście się zastanawiały, skąd wytrzasnęłam magnesy... Otóż ja użyłam pozostałości po poniszczonych/popękanych, stricte ozdobnych, magnesach lodówkowych. Oczywiście można również dokupić nówki sztuki [sam magnes bez żadnych ozdób] na allegro, co też sama uczyniłam parę lat temu będąc jeszcze na wspomnianych studiach ;). Skoro jednak nie ma takiej potrzeby, to po co przepłacać ;)?
    Do Wikusi przyniosłam wydrukowane kolorowanki rybek w różnych kształtach. Najpierw je pokolorowałyśmy, następnie wycięłyśmy, a na koniec za pomocą taśmy klejącej przykleiłyśmy od spodu po kilka najzwyklejszych biurowych spinaczy. Im ich więcej, tym łatwiej Dzieciom przyjdzie złowić rybki. Wiadome, poziom trudności gry/zabawy możemy stopniować.

    Później wystarczyło sięgnąć po wędki i można było zaczynać zabawę :)!


    Z czasem zabawa ewoluowała i z poduszek w intensywnie niebieskim kolorze postanowiłyśmy wyczarować mały zbiornik wodny, z którego Wikusia, jak na cierpliwego rybaka przystało, wyławiała wszystkie wykonane okazy ;).

   Muszę przyznać, że ówczesnej Podopiecznej zabawa bardzo przypadła do gustu. Mnie również, tym bardziej, że była swoistego rodzaju połączeniem plastycznej z ruchową. Ponadto przygotowane materiały mogłyśmy również wykorzystać podczas różnorodnych zabaw tematycznych, które, jak wiecie, u takich Maluchów przybierają na sile :).
    Tak więc chyba nikogo nie zdziwi, że całość oceniam(y) na mocne 5 gwiazdek!


czwartek, 4 lutego 2016

Smacznego i na zdrowie ;)
Tłusty Czwartek 2016

    Jako że dziś Tłusty Czwartek, to i na blogu będzie tematycznie. A jak!
    Przed południem, właśnie z tej okazji, postanowiłyśmy wraz z Podopieczną "upichcić" małe co nie co ;). Co prawda tych smakowitości nie da się zjeść, ale wyglądają [wróć, wyglądały] i tak obłędnie. Z okazji dzisiejszego słodkiego dnia szefowe kuchni polecają tradycyjne pączusie [no dobra, mniej tradycyjne, bo z dziurką ;)] i zupełnie nietypowe, choć równie słodkie babeczki ;). Nietypowe nie znaczy jednak gorsze, więc od nich rozpocznę prezentację ;).
    Wykonanie babeczek jest bardzo proste.

Składniki:
odrobina chęci dorosłego, papier techniczny, drukarka lub umiejętność rysowania, farbki,
papierowa papilotka i coś do ozdobienia.

Czas wykonania:
do 30 minut ogarnięcia pomysłu i przygotowania materiałów za pierwszym razem,
10 minut malowania, czas na wysuszenie prac, kilka minut końcowego ozdabiania.

Poziom trudności:
łatwe

Przepis:
1) Wydrukowane kontury babeczek wyciąć 2) Przygotować papierowe papilotki i odpowiednio złożyć
3) Wymyślić i przygotować coś, co może posłużyć za ozdoby do pracy plastyczno-technicznej [guziki, cekiny, perełki, brylanciki, itp.] 4) Wraz z Maluchem dobrze się bawić podczas malowania szablonów babeczek. Kolorowe muffinki pozostawić do wyschnięcia 5) Na koniec dowolnie lub bardziej celowo udekorować.

    A jak my sobie poradziłyśmy z tym zadaniem? Oceniam, że bardzo dobrze. Podopieczna z dużą frajdą pomalowała obrazki przedstawiające babeczki. Po odczekaniu kilkunastu minut przystąpiłyśmy do dekorowania, które w przypadku tych słodkości poszło szybko. Jedną z babeczek ozdobiłyśmy różowymi perełkami, drugą zaś samoprzylepnymi brylancikami. Na koniec dodałyśmy jeszcze po jednej wydrukowanej papierowej naklejce. Ot, taka wisienka na torcie. Tfu, babeczce ;)!

    A tak wyglądały jeszcze gorące babeczki w Polciowym piekarniku ;). Mmmm, prawda, że prezentują się smakowicie? Tzn. prezentowały ;), bo kilka minut po powrocie Rodziców do domu, muffinki zostały rozbrojone ;).


    Czas na zaprezentowanie bardziej tradycyjnych tłusto-czwartkowych słodyczy, czyli oczywiście pączków. U nas, co prawda, wybór padł na oponki z dziurką w nieco bardziej amerykańskim stylu, ale chyba tylko dlatego, że łatwiej i bardziej efektownie można je przyrządzić ;). Ach te wszystkie kolorowe posypki ;).

Składniki:
odrobina chęci dorosłego, papier techniczny, drukarka lub umiejętność rysowania, farbki,
materiały do dekorowania.

Czas wykonania:
do 10 minut ogarnięcia pomysłu i przygotowania materiałów za pierwszym razem,
15 minut malowania, czas na wysuszenie prac, kilka minut końcowego ozdabiania.

Poziom trudności:
łatwe

Przepis:
1) Wydrukowane kontury donatów wyciąć 2) Wymyślić i przygotować coś, co może posłużyć za ozdoby do pracy plastyczno-technicznej [guziki, cekiny, perełki, itp.] 3) Wraz z Maluchem dobrze się bawić podczas malowania szablonów 4) Kolorowe pączusie pozostawić do wyschnięcia 5) Udekorować.

    W tym przypadku, podobnie jak przy babeczkach, największą frajdę sprawiało Polci samo malowanie. Niestety, ozdabianie, podczas którego postanowiłam przemycić naukę/utrwalanie nazw kształtów, szło nieco gorzej. Podopieczna była bardziej zainteresowana przesypywaniem piankowych naklejek, aniżeli ich naklejaniem na niemal gotowe prace. Mimo wszystko wspólnymi siłami jakoś udało nam się dokończyć słodkie przysmaki.

    Kolejne zdjęcie gratis. Pączusie. Jeszcze świeżutkie ;).

    Podsumowując, mimo minimalnych trudności napotkanych na drodze tworzenia [część dekorowania], z całą odpowiedzialnością każdemu poleciłabym wykonanie podobnych prac plastyczno-technicznych. Jeśli Wasze Maluchy lubią się kreatywnie wyżyć, a Wy macie wolną chwilę - zaserwujcie im możliwość wspólnego przygotowania papierowych łakoci. Co prawda, nie ma co liczyć na ich konsumpcję, ale przecież nie o to w tym chodzi ;).



    Informacja dla Zainteresowanych: Wszystkim chętnym mogę wysłać plik Worda z gotowymi szablonami dopasowanymi do papilotek standardowej wielkości 5cm.
    Dziękuję, zapraszam i polecam się na przyszłość ;).