piątek, 28 lutego 2014

Zrób to sam: Kolorowanka wielokrotnego użytku


    Dzisiaj chciałam się z Wami podzielić jednym z ciekawych pomysłów na środek dydaktyczny, który osobiście i z powodzeniem stosuję w pracy z Maluszkami. Jest dziecinnie prosty do wykonania, prawie nic nie kosztuje, a dostarcza radości i zabawy na długie chwile.
    Otóż moja mała Podopieczna bardzo lubi wszelkiego rodzaju aktywności plastyczne. Uwielbia tworzyć, lepić, kleić, malować, rysować i kolorować. Jako że jednak większość obrazków [nawet tych z książeczek typu: 200 lub 500 malowanek] jest już w jakimś stopniu "pomazanych", wpadłam na pomysł, aby wykonać [specjalnie dla Niej!] kolorowankę... ale nie taką zwykłą, tylko wielokrotnego użytku!

    Zastanawiacie się, jak ją zrobić? To bardzo łatwe! Wystarczy zastosować się do kilku kroków:
1) Wydrukuj interesujący obrazek [kolorowankę, rysunek, czarno-biały lub w kolorze].
2) Zalaminuj go [oczywiście nie musisz mieć drogiej laminiarki ;). Skorzystaj z usług punktu ksero/druk. Laminowanie jednej kartki A4 to koszt około 2-3zł].
3) Maluj po gotowej kolorowance pisakami suchościeralnymi(!), np. takimi do tablic magnetycznych.
4) Zetrzyj powstałe bohomazy i większe dzieła. Do tego celu użyj gąbeczki, suchej, miękkiej szmatki, mokrej chusteczki dla Dzieci lub zwykłego wacika kosmetycznego [naszym zdaniem ten ostatni jest najlepszy].
5) Wróć do punktu 3., czyli baw/bawcie się od nowa!

    Na sam początek przygotowałam dla Małej dwie dwustronne kolorowanki wielokrotnego użytku.
Pierwsza z bohaterami Kliniki dla Pluszaków - ulubionej ostatnio bajeczki Podopiecznej.
Druga zaś to morskie głębiny [strona A z mieszkańcami wód, strona B bez żadnych zwierzątek].

    Podopiecznej, na szczęście [uff!], spodobały się kolorowanki wykonane przez ciocię. Od razu chętnie po nich pacała pisakami [oprócz widocznych na zdjęciu, posiadamy jeszcze takie z Ikei].


    Aby Wam jednak udowodnić, że to rzeczywiście działa, podczas jednej z przerw nagrałam krótki filmik instruktażowy ;). Nie jest on co prawda najlepszej jakości [aparat trzymałam w jednej ręce, więc trochę buja, zresztą jak to na morzu bywa;)], ale chyba wszystko widać.
    Planszę wyczyściłam wyschniętą chusteczką dla Dzieci [owszem, sprawdza się, ale moim zdaniem, nie tak dobrze jak zwykły wacik].
    Miłego oglądania i dłuuuugich, radosnych chwil wspólnej zabawy z Maluszkami!

niedziela, 23 lutego 2014

Mamo to ja - bezpłatne warsztaty dla Rodziców

    Drogie Nianie i Drodzy Rodzice,

    Dziś na blogu ponownie pojawia się krótki komunikat. Dzięki Niani Ani ze swiata-wg-anuli, dowiedziałam się o bezpłatnych warsztatach dla przyszłych i młodych Rodziców Mamo to ja. Teraz tą informacją dzielę się również z Wami.
    Jeżeli jesteście zainteresowani i chcecie pogłębić wiedzę na temat diety, pielęgnacji i rozwoju Maluszków, możecie to zrobić na jednym z dwóch spotkań poświęconych tej tematyce:
1) dla przyszłych Mam - "Będę mamą",
2) dla obecnych Rodziców - "Jestem mamą".

    Od organizatorów otrzymałam odpowiedź, iż każda osoba zainteresowana tematyką warsztatów jest mile widziana. Tak więc drodzy Rodzice, Nianie, Opiekunowie i pozostali chętni namawiam do rejestracji, bo zapisy już ruszyły! [Więcej informacji na stronie - KLIK]

sobota, 22 lutego 2014

Kto to? - Piesek nasz kudłaty!
Seria inspirowana "literaturą dziecięcą"


Kto to? - Piesek nasz kudłaty!
Popatrz na te śmieszne łaty.
Ma ogonek jak pędzelek,
Nosek czarny jak węgielek.
Bystre oczy, słodka minka,
Ależ to przemiła psinka!


              autor: U. Kozłowska

    Kolejnym wytworem naszych [dużych i małych ;)] rączek są urocze psiaki. Ta praca techniczna inspirowana była jedną z ulubionych książeczek Podopiecznej, o których pisałam tutaj.
    Do wykonania piesków nie potrzebowałyśmy dużo materiałów. Wystarczyły bowiem: papierowe talerzyki, kawałki cienkiego filcu w różnych kolorach, ruchome oczy [u nas obowiązkowe ;), Wy możecie je zastąpić czymś innym], dobry klej lub dwustronna taśma klejąca [np. do wykładzin, gdyż ta do papieru nie do końca da sobie radę z filcowym materiałem].

    Pierwszy piesek, wykonany na podobieństwo mojego osobistego, czekoladowego czworonoga ;), został stworzony wspólnie, ale tutaj w dużej mierze nakierowywałam Malutką [co i gdzie trzeba przykleić po kolei]. Był to taki pierwszy pokazowy model.
    Drugi zaś to dzieło Wiki. Oczywiście poszczególne [gotowe] elementy Podopieczna naklejała również z moją niewielką pomocą, ale w tym wypadku już sama wybierała, gdzie dokładnie mają być uszy, gdzie łaty, a gdzie oczy :)!
    Na koniec domalowałam pieskom pyszczki i dołączyłam do nich drewniane [wcześniej odpowiednio przycięte] patyczki, które miały służyć jako uchwyty, np. do trzymania, zaczepienia, czy też wbicia w "donicową" ziemię.

    Podopieczna chętnie tworzyła Pieski, ale później niespecjalnie po nie sięgała. Raczej ta praca okazała się być jedynie "na ozdobę". Jeden psiak ozdabia bowiem kuchnię, drugi zaś pokój Podopiecznej.

środa, 19 lutego 2014

Nianiu, Mamo, Tato - co Wy na to?

    Witajcie Drogie Nianie, Opiekunowie i Rodzice.

    Dziś na blogu pojawia się krótki wpis, a dokładniej komunikat, który może Was zainteresować. Otóż ostatnio, podczas gdy szukałam ciekawych warsztatów/kursów, natknęłam się na informacje o bezpłatnych Konferencjach dla [obecnych i przyszłych] Rodziców Dzieci w wieku 1-3 r.ż..
    Konferencje te organizowane będą popołudniami w różnych miastach Polski, w różnych terminach [marzec-grudzień 2014].
    Poszczególne prelekcje, dotyczące m.in. szczepień, diety, pielęgnacji i rozwoju Maluchów, prowadzone będą przez grono specjalistów [a wśród nich znany fizjoterapeuta - Paweł Zawitkowski].

    Szczegóły i zapisy na stronach:
Akademia Mama Pyta lub Akademia Rodzice Malucha.

    Ważna informacja!
    Otrzymałam mailowe potwierdzenie, iż osoby pracujące na co dzień z Dziećmi do lat 3 również mogą wziąć udział w spotkaniu. Ja na pewno to uczynię - jako przyszła pełnoprawna ciocia [tak, tak, już w lipcu będę mieć pierwszą siostrzenicę!] i zawodowa opiekunka już nie mogę się doczekać! Was również serdecznie zapraszam. Kto wie, może akurat się spotkamy :)?

poniedziałek, 17 lutego 2014

Moja Podopieczna Wiki lubi słuchać muzyki!
Muzyka dla najmłodszych - przegląd

    Muzyka ma nas dobroczynny wpływ. Jej słuchanie korzystnie oddziałuje na ludzi, także na tych Najmłodszych. Ulubione melodie, które odpowiednio pobudzają zmysły, potrafią bowiem nie tylko zrelaksować, wprawić w dobry nastrój, ale i w myśl maksymy "Muzyka łagodzi obyczaje", także uspokoić/wyciszyć.
    Muzyka, na którą składają się, m.in. tempo, rytm, szereg różnorodnych dźwięków [wysokie, niskie, o różnej barwie], w bardzo dużym stopniu uwrażliwia oraz pomaga kształtować w Małym Człowieku poczucie estetyki i piękna.
    Co więcej, słuchanie piosenek przez Dzieci stymuluje rozwój ich mózgu, szczególnie tych części, które są odpowiedzialne za przyswajanie wiadomości, pamięć, koncentrację, uwagę i poczucie przestrzeni.

    Po tym wprowadzeniu, wiadomo już, że dzisiejszym tematem będzie muzyka dla najmłodszych. Innymi słowy: króciutko o tym, czego [najbardziej] lubi słuchać moja mała Podopieczna. Po kolei.

    Na samym początku naszej wspólnej przygody, kiedy jeszcze Mama i Ciocia Malutkiej wdrażały mnie w rytm dnia Podopiecznej, dowiedziałam się, że ta przepada za wesołymi piosenkami Centrum Uśmiechu. Do ulubionych należą Olimpiada w Jarzynowie oraz Gruszka, które sama regularnie po pracy podśpiewywałam ;). Szczególnie polecam tę drugą - zapewniam, jest idealna dla wszystkich Pań ;).


    Moja Podopieczna jest energiczną śmieszką. Niedziwne więc, że lubi utwory Gumi Misia; szybkie, skoczne, wesołe, w których co rusz słychać jakieś interesujące/śmieszne dźwięki.




    Jako że Podopieczna woli utwory o szybszym tempie, nie wiedziałam, czy spodoba się jej twórczość Misia, Margolci i Agnieszki, których jeszcze w latach '90 można było oglądać w programie telewizyjnym Mama i ja. Biorąc jednak pod uwagę, jak lubiły ich słuchać i Dzieci Żłobkowe i mój poprzedni Podopieczny, zaryzykowałam. I dobrze zrobiłam!
    Opisywane utwory są różnorodne [szybsze i spokojniejsze], ale każdy z nich ma ciekawy tekst. Dodatkowo rozmowy wykonujących, wplecione w piosenki, wprowadzają ciepłą i przyjazną atmosferę.
    Do Malutkiej przytargałam dwie płyty. Na jednej są utwory o samych zwierzątkach [aż 30!], a na drugiej o tematyce zimowo-świątecznej.



    Są i Fasolki! Nie mogło ich przecież zabraknąć. To już od przeszło 30 lat klasyka. Wraz z Malutką słuchamy najpopularniejszych piosenek zespołu, takich jak: Szczotka, kubek, pasta albo Witaminki. Ostatnio do naszego muzycznego repertuaru dołączył także wesoły utwór Dziub Dziub.


    Jakiś czas temu, jeszcze podczas stażu w Klubie Malucha, trafiłam na kanał YouTube - Lulek.tv. Wśród filmików odnalazłam wiele znanych piosenek w ciekawych i miłych dla ucha [w szczególności ucha Malucha ;)] aranżacjach. Korzystając z konwertera muzyki, ściągnęłam wybrane utwory, m.in: Jedzie pociąg z daleka, Jadą, jadą misie, czy Krasnoludki.


    Ostatnio w ten sam sposób [YouTube, Wrzuta, Chomik] wyszukałam melodyjne piosenki o tematyce zimowo-świątecznej, które następnie nagrałam na płytę CD. Dzięki temu, w ten magiczny czas, mogłyśmy z Malutką bawić się przy dźwiękach dobranej do okazji muzyki.

    Oczywiście przedstawione tutaj utwory to nie jedyne, czego słuchamy, a bo i o znanych Kaczuchach nie napisałam, ani o Tik Taku. Jednak, jak widać, nasza muzyka dla najmłodszych to miks świeżynek i staroci [których zapewne jeszcze słuchała niejedna obecna dwudziestka lub nawet trzydziestka]. Jedyne co mogę w tym miejscu dodać, to to, że u Malutkiej do niedawna w ogóle nie przechodziła muzyka poważna. Energiczny Słodziak bowiem do chwili obecnej gustował w innym gatunku muzyki ;). Dziś zrobiłam kolejne podejście i "zaskoczyło" ;)! Bawiłyśmy się, a w tle grała spokojna muzyka klasyczna dla Maluchów.

    A Wy czego słuchacie z Maluchami? Z przyjemnością o tym poczytam, coby wzbogacić w przyszłości nasz repertuar.

sobota, 15 lutego 2014

Kolorowy zawrót głowy,
czyli nauka kolorów po naszemu

    Malutka ma obecnie 20 miesięcy, a od jakichś dwóch można spokojnie powiedzieć, że doskonale zna kolory [nie tylko je rozpoznaje/wskazuje, ale i samodzielnie nazywa].
    Jak przebiegała u Nas nauka kolorów od a do zet? Ile trwała? Jakie efekty przynosiła? O tym właśnie postaram się napisać w tym poście!

    Od zawsze kolory i ich nazwy były obecne w życiu Podopiecznej. Od samego początku bowiem Rodzice Malutkiej uwrażliwiali ją na różnorodne barwy. A jak? Naturalnie! Podczas swobodnych rozmów, przedstawiania otaczającego świata, do poszczególnych opisów włączali także kolory, np.:

- To jest różowa czapka.
- Ubierzemy niebieską bluzeczkę.
- Biały miś śpi na łóżku.

    Gdy zaczęłam opiekować się Malutką, oczywiście działałam w ten sam sposób. Stwierdzam, że chyba nie znam żadnej osoby, która by tego nie robiła. Opisywanie koloru przedmiotów jest bowiem naturalne i spontaniczne. Chciałoby się napisać: zupełnie normalne!
    Kiedy Malutka miała ok. 14 miesięcy rozpoczęłyśmy naukę bardziej ukierunkowaną na cel. Oczywiście nadal to była nauka kolorów w formie zabawy.
    Poznawanie barw przebiegało u nas etapami, w kolejności, tj. dopiero, gdy Malutka dawała mi wyraźne znaki, że dobrze kojarzy dany kolor, przechodziłyśmy do następnego [akurat u nas były to kolejno: czerwony, żółty, niebieski, zielony i wszystkie inne ;)].
    Bez zbędnego przedłużania poniżej przedstawiam nasze wypróbowane sposoby na to, aby zaznajomić Malucha z barwami.


1. Tworzenie zbiorów zabawek w jednym kolorze.
    Na samym początku, podczas swobodnych zabaw na dywanie, wyszukiwałam spośród zabawek Malutkiej te w interesującym mnie kolorze i odkładałam je na jedną kupkę. Następnie, gdy widziałam, że uwaga Wiki jest w pełni zwrócona na przedmioty, opisywałam je prostym językiem:

- Tu leżą same czerwone zabawki. To jest czerwony klocek. To pudełko też jest czerwone, itp.

    Przez kilka następnych dni towarzyszył nam głównie kolor czerwony. To do niego przywiązywałam największą wagę i w dalszym ciągu tworzyłam czerwone zbiory. Kiedy uznałam, że Podopieczna już wystarczająco zna kolor/jego nazwę, przechodziłam do następnego i działałam schematycznie.


2. Wskazywanie koloru przez Dziecko - zabawowe ćwiczenia.
    Gdy widziałam, że Podopieczna kojarzy dany kolor, wybierałam dwa przedmioty [głównie klocki] i prosiłam, aby pokazała mi paluszkiem CZERWONY. W większości przypadków mówiłam:
- Wiki, proszę, pomóż mi zdecydować. Który klocek jest czerwony?

    Malutka wtedy podnosiła wzrok i pomagała zatroskanej cioci.
    Muszę dodać, że wybór klocków do zabawy/ćwiczenia nie był przypadkowy. Para składała się z jednego w poznawanym/utrwalanym kolorze i drugiego jeszcze zupełnie nieznanego [czerwony-żółty, żółty-niebieski, niebieski-zielony]. Dopiero później, gdy Malutka znała już podstawowe barwy, dowolnie mieszałam klocki.


3. Wyszukiwanie przedmiotów w danym kolorze.
    Na samym początku zabawa miała charakter, hmm... "pokazowy"? Już wyjaśniam.
W wolnej chwili, np. podczas oczekiwania na obiad, zagadywałam Podopieczną. Wymyślałam na poczekaniu rymowany wierszyk/piosenkę, którego tekst sugerował, że "szukamy przedmiotów w danym kolorze", np.: Kolor zielony dobrze znamy, zielonych przedmiotów w kuchni szukamy!
Wówczas wyszukiwałam wszystkiego w tym odcieniu i pokazywałam Malutkiej. Im więcej rzeczy mogła chwycić we własne rączki, tym lepiej!
    Dopiero po jakimś czasie zabawa ewoluowała i starsza o kilka tygodni Wiki zaczęła się do niej włączać. Pamiętam, gdy Podopieczna pierwszy raz [niespodziewanie i bez większego wysiłku] wskazała kolor czerwony na guziku pilota lub biały na swetrze! Byłam z niej taka dumna!


4. Książki i zeszyty ćwiczeń z "kolorami".
    Na samym początku intencjonalnych działań w zakresie nauki kolorów przyniosłam do Malutkiej książeczkę edukacyjną "KOLORY", z której regularnie korzystałyśmy. Muszę przyznać, że trafiłam w gust Podopiecznej [gabaryty i ilustracje egzemplarza bardzo jej się podobały. Na tyle, że często eksploatowana książeczka nie przetrwała ;)].
    Rodzice, którzy aktywnie uczestniczyli w nauce kolorów, zadbali także o odpowiednie książeczki/"zeszyty ćwiczeń" z naklejkami. Malutka wraz z Mamą dzielnie uzupełniały kolejne strony.



5. Bajki edukacyjne.
    Z Malutką bajki oglądamy bardzo rzadko. Jednak wychodząc z założenia, że wszystko jest dla ludzi, czasem [np. podczas mierzenia temperatury, w nagrodę lub w wyjątkowych sytuacjach] oglądamy kilkuminutowy edukacyjny film animowany.

    Z czystym sumieniem mogę polecić produkcje Baby TV, które naprawdę mają edukacyjne walory! Dzięki serii Kolory i kształty Malutka utrwaliła poszczególne barwy, a aktualnie uczy się cyferek razem z Charliem.




6. Zabawy/aktywności plastyczno-techniczne.
    Wszystkie nasze zabawy plastyczne, poza dawaniem radości, czy możliwości eksperymentowania z różnymi materiałami, przede wszystkim uwrażliwiają na barwy.
    Zabawa kolorowymi wodami, farbkami, czy różnobarwną ciastoliną [w trakcie której dorosły opowiada też co nieco ;)] pozwala Maluchom na usystematyzowanie i utrwalenie pewnych wiadomości, w tym wypadku akurat nazw kolorów.


    Kiedy zaczęliśmy wraz z Rodzicami zauważać efekty naszych działań? Bardzo szybko!
    Malutka zainteresowana długotrwałym, choć nienachalnym, procesem nauki kolorów, nieraz wskazywała na dany kolor i domagała się, abym go nazywała.
    Najpierw [i to w bardzo szybkim czasie] nauczyła się wskazywać kolory. Bez problemu pokazywała swoim małym paluszkiem wskazującym CZERWONY klocek, ŻÓŁTĄ zabawkę, ZIELONĄ kartkę, NIEBIESKĄ farbkę, BIAŁĄ ciastolinę, itd.
    Jakieś 2 miesiące temu, o których pisałam na początku posta, półtoraroczna wówczas Podopieczna uświadomiła mnie, że nie tylko rozpoznaje kolory, ale także potrafi je już nazywać. Otóż podczas jednej z naszych zabaw ciastoliną, zdolna ciocia zapodziała żółty kawałek. Wystarczyło, że raz cichutko pod nosem powiedziałam: - Hmmm... Gdzie jest ta żółta "ciasto-plasto"? A już po chwili ją miałam. Tak, tak! To mała Wiki mi ją wręczyła.
    Po kilku minutach, w trakcie tej samej zabawy, usłyszałam: - Biay, Biay!
Podniosłam wzrok znad mojej ciastolinowej rzeźby i ujrzałam Podopieczną dumnie trzymającą białą masę!

    Nasza nauka kolorów trwała łącznie jakieś 4 miesiące [czas ten był również powiązany z postępującym rozwojem mowy Malutkiej].
    Na dzień dzisiejszy Wikusia zna większość kolorów; od podstawowych, przez róże/fiolety, aż po [zresztą ostatnio bardzo przez nią lubiany] czarny i na każdym kroku nam [mnie i Rodzicom] to udowadnia!

    A czy Wy znacie/organizujecie jakieś inne zabawy mające na celu nauczenie kolorów? Chętnie skorzystam z Waszego doświadczenia, choć to już pewnie wraz z następnym Podopiecznym :)!

sobota, 8 lutego 2014

Kto to? - Poznaj dziś baranka!
Praca plastyczna inspirowana "literaturą dziecięcą"


Kto to? - Poznaj dziś baranka.
To nie żadna przytulanka (...).
Ma on runo śnieżnobiałe,
poskręcane w loczki małe.
              autor: U. Kozłowska

    Podczas szykowania materiałów do tej pracy plastycznej, a miało to miejsce już jakiś czas temu, wymyśliłam sobie, że od razu będę przygotowywać ich więcej, coby stworzyć swoistego rodzaju zestawy kreatywne na przyszłość [czyt. wyciągam odpowiedni pakunek z segregatora/pudełka, pakuję do "pracowej" torby i już, gotowe!].
    Niestety, ze względu na chroniczny brak czasu, a na domiar złego z powodu stoczonej ostatnio walki z uczuciem zmęczenia, nie muszę chyba dodawać, co z tego wyszło ;). Obiecuję, poprawię się! A teraz do rzeczy.
    Do wykonania baranka, bohatera jednej z ulubionych książeczek Podopiecznej, potrzebowałyśmy: papierowy talerzyk [ewentualnie koło z twardej/sztywnej tektury], watę uformowaną w kuleczki [lub gotowe, choć bardziej kosztowne, pompony akrylowe], ruchome oczy [tak, tak, znowu ;)], szablony pyszczka, łapek i ogonka baranka [z czarnego papieru technicznego], kokardkę do ozdoby [opcjonalnie] oraz dwustronną taśmę klejącą.

    Głównym zadaniem Malutkiej [które w dużej mierze wykonała ciocia] było przyklejenie na papierowy talerzyk kulek z waty [oczywiście przyklepywanie, odrywanie i rozrzucanie pojawiły się w pakiecie ;). Eksperymentowanie z różnymi materiałami to jest to, na czym od początku mi zależało].
    Pozostałą część pracy wykonałyśmy także wspólnymi siłami. Ja przykleiłam głowę baranka i jego jedna łapkę, Wiki drugą i ogon [A, no i oczywiście ruchome oko na pyszczku!]. Na koniec zwierzak został przyozdobiony czerwoną, materiałową kokardką.

    Muszę przyznać, że Malutka jakoś niespecjalnie była zainteresowana tworzeniem baranka. Oprócz tego, że akurat wypadł taki dzień, miało na to również wpływ nieprzemyślenie przeze mnie sprawy ;).
    Otóż na początku Mała nie wiedziała do końca, co tworzy, a więc i w jakim celu ma przyklejać białe kulki. Teraz, po fakcie, na pewno zmieniłabym nieco kolejność wykonywania czynności.
    Mimo wszystkich minusów baranek nadal wisi na tablicy korkowej w pokoju Podopiecznej, a ta, gdy tylko go widzi, radośnie się uśmiecha.
    W podsumowaniu dajemy na zachętę 4 gwiazdki. Jestem pewna, że gdyby nie mój błąd, efektowny zwierzak dostałby ich więcej!

poniedziałek, 3 lutego 2014

Kto to? - Kotek nasz uroczy!

Kto to? - Kotek nasz uroczy!
Cztery łapki, bystre oczy.
Słodki pyszczek, dwoje uszek,
Rudy, miękki, niczym puszek.

              autor: U. Kozłowska

    Malutka, z którą regularnie czytamy, ma swoje ulubione książeczki. Między innymi należy do nich cała seria o zwierzątkach wyd. Wilga. Niedziwne więc, że stała się ona inspiracją do wykonania kolejnych prac plastycznych. Dziś chciałam Wam przedstawić - mięciutkie niczym puszek - kotki.
    Od czego się zaczęło? Otóż, któregoś dnia znalazłam w swoim ulubionym dziale w Empiku drewniane patyczki w różnych kształtach, m.in. piesków i kotków [cena 9,90zł/4szt.]. Już wtedy, wiedziałam, jak je wykorzystam! Jako że jednak postanowiłam być nieco oszczędna, patyczki posłużyły mi jedynie za szablony do odrysowania na kartce technicznej [można też jakieś znaleźć w internecie].

      Kartki z wzorami najpierw podkleiłam dwustronną taśmą klejącą, a następnie wycięłam.
    Zadaniem Podopiecznej było naklejenie miękkich piórek [Uwaga! są ich różne rodzaje] oraz ruchomych oczu [to już nasz znak rozpoznawczy ;)] na gotowe papierowe szablony.
    W krótkim czasie powstały aż trzy kotki: czarny, brązowo-rudy i biały [czy ten ostatni też Wam przypomina przedstawiciela charakterystycznej rasy ;)?].

    Kotki, które stworzyłyśmy już jakiś czas [ok. 3 miesiące(?)] temu, nadal wiszą na lodówce [choć nie są już w tak dobrym stanie jak na początku ;)].
    Malutka [wówczas około 17 miesięczna] podczas zabawy była pochłonięta zarówno przyklejaniem piórek, jak i ich rozrzucaniem, czy podmuchiwaniem. Stąd dajemy:

sobota, 1 lutego 2014

W czasie snu Malucha, nianie się nie nudzą

    W sobotni poranek, tuż przed czekającą na mnie masą innych obowiązków, postanowiłam najpierw nadrobić zaległości na blogu. W tym tygodniu jakoś ciężko było mi znaleźć i czas i wenę, abym mogła coś sensownego naskrobać.


    Do napisania tego posta skłoniła mnie wcześniejsza lektura internetowych "forów nianiowych". To co tam wyczytałam, zrobiło na mnie [nie]złe wrażenie!


W zakres dodatkowych obowiązków niani, w czasie snu Malucha, wchodzą: sprzątanie [czyt. ogarnięcie całego domu/mieszkania, w tym mycie podłóg, a niekiedy i okien, ha!], gotowanie [oczywiście, że dla całej Rodziny!], prasowanie [i tu się znajdą ubrania Taty], a niekiedy nawet czyszczenie kuwety kota [tak, to zupełnie na poważnie]!

Stawka w czasie snu Malucha wynosi 50% stawki wyjściowej, także podczas opieki w formie wieczorno-nocnego babysitting.

    Jak się okazuje, to tylko niektóre z propozycji, które opiekunka może otrzymać od Rodziców podczas omawiania warunków współpracy. Prawda, że bardzo poważne? Najlepsze jednak zostawiłam na koniec. Hit hiciorów!


Godziny pracy podczas snu Maluszka całkowicie bezpłatne! No, bo przecież niania w tym czasie ma przerwę i zupełnie nic nie robi!


    Fakt, zdarzają się takie dni, że przez pewną część przerwy, jakby to ładnie ująć(?), lenię się ;), ale mimo to przecież nadal jestem w pracy i czuwam przy Podopiecznych. Jestem przy nich, dbam o ich spokój i bezpieczeństwo.


    Obecna Podopieczna śpi średnio 1,5-2h. A ja w tym czasie... No właśnie, otóż ja, po kolei:
  • najpierw piszę do Mamy wiadomość i zdaję relację z minionego poranka [Mamy tego nie wymagają, ale jakoś przyzwyczaiłam się tak robić. Gdybym sama posiadała Dziecię, które zostawiałabym pod opieką niani, chciałabym wiedzieć, co u nich słychać. Poza tym, dzięki wiadomościom w połowie dnia, nie umkną ważne informacje],
  • sprzątam kuchnię po poranku [myję naczynia, które nabrudziłyśmy, a kiedy trzeba - zamiatam także podłogę],
  • dokańczam sprzątanie zabawek, które przed snem gdzieś nam umknęły [niektóre odkładam na wysokie półki, do których Malutka nie dosięgnie], a także dokładnie "ogarniam" wszystko, co trzeba po naszych plastycznych aktywnościach,
  • jem drugie śniadanie [należy pamiętać, że głodna niania to zmęczona niania. A taka to na pewno nie będzie mieć siły, żeby podążyć za wyspanym i pełnym energii Maluszkiem ;)!]
  • czasem dogotowuję dodatek/warzywo do obiadu [robię to jednak naprawdę sporadycznie, gdyż Mamy przygotowują pełne posiłki wcześniej],
  • przygotowuję "coś" na następne dni, np. materiały do prac plastycznych,
  • robię zdjęcia wykonanych do tej pory prac plastycznych, które później będę mogła umieścić na blogu,
  • dokształcam się, tj. czytam, czytam i jeszcze raz czytam [wówczas szukam też inspiracji do kolejnych działań],
  • wykonuję ćwiczenia wzmacniające i izometryczne na kolano/a [osoby, które dużo przebywają z Małymi Dziećmi, powinny o tym pomyśleć już zawczasu, bo jak to mawiają: Lepiej zapobiegać, niż leczyć!],
  • czasem zupełnie się lenię, tzn. ładniej ujmując - regeneruję siły [choć nie potrafiłabym tak przez całe bite 2 godziny!],
  • a podczas wczorajszej przerwy, napisałam nawet wersję roboczą tego posta!

    Teraz należałoby jakoś sensownie zakończyć ten wpis, ale jedyne co mi przychodzi do głowy, to krótkie podsumowanie: To nie prawda, że w czasie snu Malucha nianie się nudzą ;).
    A Wy drogie Nianie/Opiekunowie, jak spędzacie przerwy w pracy? Z miłą chęcią o tym poczytam!