niedziela, 21 grudnia 2014

Kształty, cyferki, miary - Tym razem łączyłyśmy w pary


    Za każdym razem twierdzę, że na moim blogu jest zbyt monotematycznie. Głównie umieszczam na nim bowiem zdjęcia gotowych prac plastycznych, które z powodzeniem można wykonać z Najmłodszymi. Ciągle więc czuję, że czegoś "TU" jeszcze brakuje.
    Aby nieco przełamać tę konwencję, dziś odważnie podejmuję wyzwanie i spróbuję Wam pokazać jedną z naszych króciutkich zabaw, której celem było rozwijanie umiejętności matematyczno-logicznych u Podopiecznej.
    Oczywiście nadal jeszcze pozostaję w tematyce jesiennej ;) [powiedzmy, że ostatni dzień kalendarzowej jesieni zobowiązuje ;)].

    Na początku tej uroczej pory roku wraz z Wikusią wcieliłyśmy w Panie Detektyw [doprecyzowując ja byłam jedynie pomocniczką ;)].
    Przed nami stało kilka trudnych zadań do wykonania ;). Najpierw musiałyśmy bowiem odnaleźć zaginione papierowe kalosze, które były ukryte w zakamarkach salonu. To jednak był pikuś, tym bardziej, że jak na detektywów z prawdziwego zdarzenia przystało, oczywiście, i sprzęty miałyśmy profesjonalne - i lupę i koszyczek na znaleziska ;).

Wikusia rozpoczyna poszukiwania


Odważna Wikusia niczego się nie lęka. Wyciągnąć kalosz z paszczy krokodyla? Żaden problem ;)!

    Kiedy już wszystkie kalosze zostały zebrane, mogłyśmy spokojnie przystąpić do kolejnego zadania - dopasowywania ich w pary.
    Wiem, że przygotowałam ich dość dużo, ale doskonale wiedziałam, że moja Podopieczna sobie z nimi poradzi. Tak też się stało. Bez problemu bowiem łączyła odpowiednie buty ze sobą, a ja jedynie lekko porządkowałam ich ułożenie.

No to zaczynamy parowanie. "Hmmm... Te nie są takie same." ;)

Gotowe! Wszystko uporządkowane z małą pomocą cioci ;).

    Na końcu używając jednej z najpopularniejszych metod słownych - zwykłej pogadanki ;) - wyjaśniłam Wikusi, czym jest para i z ilu elementów się składa.
    Podopieczna nie miała również trudności, aby wskazać mi jednego bucika, który bez tej pary pozostał. To nie przypadek że i on się znalazł w zestawie elementów [ale to chyba jasne ;)?]. Przygotowałam go specjalnie, właśnie po to, aby jeszcze bardziej ułatwić Maluchowi zrozumienie pojęcia "para".
    Po skończonej zabawie z kaloszami [choć one, mimo że zwyczajnie wydrukowane na papierze, towarzyszyły nam aż do dnia następnego] jeszcze wśród innych domowych rzeczy wyszukiwałyśmy par. I tak oto parowałyśmy m.in.: sztućce, skarpetki przygotowane do prania w minipralce, lub kucykowe i dinozaurowe figurki. Na koniec także ustawione w parę, czyli po prostu trzymając się za ręce, wybrałyśmy się na jesienny spacer.
    Podsumowując, Malutkiej podobała się zabawa, a i przyniosła oczekiwania efekty.

PS: Wiem, że zdjęcia są ciemne i kiepskiej jakości, ale ani nie posiadam wybitnego sprzętu, ani nagminnym pstrykaniem nie chciałam także zbytnio przeszkadzać Podopiecznej w zabawie. Mam jednak nadzieję, że dzięki nim, choć poglądowo, możecie zobaczyć, na czym polegała jedna z naszych jesiennych zabaw.

PPS: Zdjęcia dodane za zgodą Rodziców Malutkiej.

sobota, 20 grudnia 2014

Jesienne impresje


    Jeszcze dziś chciałam się Wam pochwalić naszymi małymi, jesiennymi dziełami, które wykonałyśmy na prawdziwych [choć zminiaturyzowanych ;)] podobraziach [dostępne stacjonarnie w sieciach sklepów Empik lub Nanu-Nana].

    Co tu dużo pisać? Poniosła nas twórcza wyobraźnia i tak oto po parunastu bezszelestnych minutach, spędzonych w totalnym skupieniu, powstały nam dwa jesienne obrazki [namalowane najzwyklejszymi farbkami na bazie wody].
    Pierwszy z nich jest naszym wspólnym wytworem. Widać na nim... No właśnie! Ciekawa jestem, co Wy na nim dostrzegacie :)? Czyżby to samo, co my?
    Drugi natomiast, ten w barwach fioletu [ulubionego koloru Podopiecznej ma się rozumieć ;)], to całkowite dzieło Wikusi. Abstrakcja totalna. Kto wie, ile kiedyś będzie warta?! Póki co jej wartość oszacowuję na bezcenną ;)!

       Zabawę oceniam na 5 gwiazdek! Wikusi bardzo podobało się tworzenie dzieł na nowo poznanym materiale /podobraziu/. Sam proces twórczy pochłonął nas na dobrą, pełną spokoju i skupienia chwilę, a w jego efekcie uzyskałyśmy dwa naprawdę bardzo ciekawe obrazki, które przez całą jesień zdobiły salon.

Jesienią, jesienią, sady się rumienią

    Tak, wiem, wiem. No, doskonale zdaję sobie sprawę ;)...
Schyłek jesieni już, zima tuż tuż, wszędzie pełno świątecznych dekoracji, a na moim blogu, jak zwykle, opóźnienia.
    Nie chce po raz kolejny się usprawiedliwiać standardowym brakiem czasu, ale cóż zrobić, skoro to po prostu fakt, a nie zwykła wymówka? U mnie w ciągu dalszym mało wolnych chwil, które mogłabym w pełni poświęcić na hobby. Ba! Niekiedy wieczorami nie pamiętam już, jak się nazywam, więc tym bardziej nie biorę się nawet za klecenie "blogowych" zdań. Żadne sensowne raczej by nie wyszło ;).
   Ale dobra! Koniec już tej prywaty. Może następne posty uda mi się opublikować wcześniej niż za miesiąc, a tym samym uniknąć przy okazji znanego już kajającego wstępu ;).

   Zgodnie z tytułem wpisu, dziś chciałam Wam pokazać jedną z jesiennych prac plastycznych, jakie udało mi się wykonać z Podopieczną. Podkreślam "UDAŁO", bo niestety, muszę przyznać, że ostatnio w naszym repertuarze jest ich co raz mniej.
    A dlaczego? A, no bo Słodziak od niedawna nie ma na nic czasu [nawet na posiłki czy spacery] ;). Ciąąąąąąągle jest bowiem zajęty dobrowolną zabawą tematyczną ;) i kwitowaniem wszystkiego popularnym "NIE" ;).

    Do przygotowania jesiennego drzewka nijak się wcześniej nie przygotowywałyśmy. To był tak zwany spontan. U Malutkiej zostało bowiem kilka jesiennych naklejek, a pod ręką zawsze mamy kolorowe kartki papieru. Wystarczyło te materiały ze sobą zmiksować ;).
    Jak wyglądał sam proces tworzenia obrazka? Kilkakrotnie, na różnych kolorowych kartkach odrysowałam rączki Wikusi, a powstałe kształty następnie wycięłam. Z brązowego papieru wycięłam również pień drzewa. Później przygotowane elementy przykleiłyśmy na czystej kartce formatu A4 i jesiennie udekorowałyśmy powstałe drzewko.
    Kilka minut i gotowe, a efekt całkiem przyjemny dla oka. Obrazek oczywiście zawisł na lodówce i przez całą jesień zdobił kuchnię Pracodawców :).

    W krótkim podsumowaniu, pracy plastycznej przyznajemy zasłużone 4 gwiazdki.
    A dlaczego tylko 4? Można ją szybko wykonać, a efekt pracy jest ciekawy. Niestety, nie aż na tyle, żeby wywołać wielkie WoW. Mnie się podobało, ale właśnie tego WoW zabrakło w reakcji mojej Podopiecznej. Ot, kolejny ciekawy obrazek, który wykonałyśmy, wystawiłyśmy w kuchennej galerii i to by było na tyle :).