Za każdym razem twierdzę, że na moim blogu jest zbyt monotematycznie. Głównie umieszczam na nim bowiem zdjęcia gotowych prac plastycznych, które z powodzeniem można wykonać z Najmłodszymi. Ciągle więc czuję, że czegoś "TU" jeszcze brakuje.
Aby nieco przełamać tę konwencję, dziś odważnie podejmuję wyzwanie i spróbuję Wam pokazać jedną z naszych króciutkich zabaw, której celem było rozwijanie umiejętności matematyczno-logicznych u Podopiecznej.
Oczywiście nadal jeszcze pozostaję w tematyce jesiennej ;) [powiedzmy, że ostatni dzień kalendarzowej jesieni zobowiązuje ;)].
Na początku tej uroczej pory roku wraz z Wikusią wcieliłyśmy w Panie Detektyw [doprecyzowując ja byłam jedynie pomocniczką ;)].
Przed nami stało kilka trudnych zadań do wykonania ;). Najpierw musiałyśmy bowiem odnaleźć zaginione papierowe kalosze, które były ukryte w zakamarkach salonu. To jednak był pikuś, tym bardziej, że jak na detektywów z prawdziwego zdarzenia przystało, oczywiście, i sprzęty miałyśmy profesjonalne - i lupę i koszyczek na znaleziska ;).
Kiedy już wszystkie kalosze zostały zebrane, mogłyśmy spokojnie przystąpić do kolejnego zadania - dopasowywania ich w pary.
Wiem, że przygotowałam ich dość dużo, ale doskonale wiedziałam, że moja Podopieczna sobie z nimi poradzi. Tak też się stało. Bez problemu bowiem łączyła odpowiednie buty ze sobą, a ja jedynie lekko porządkowałam ich ułożenie.
Na końcu używając jednej z najpopularniejszych metod słownych - zwykłej pogadanki ;) - wyjaśniłam Wikusi, czym jest para i z ilu elementów się składa.
Podopieczna nie miała również trudności, aby wskazać mi jednego bucika, który bez tej pary pozostał. To nie przypadek że i on się znalazł w zestawie elementów [ale to chyba jasne ;)?]. Przygotowałam go specjalnie, właśnie po to, aby jeszcze bardziej ułatwić Maluchowi zrozumienie pojęcia "para".
Po skończonej zabawie z kaloszami [choć one, mimo że zwyczajnie wydrukowane na papierze, towarzyszyły nam aż do dnia następnego] jeszcze wśród innych domowych rzeczy wyszukiwałyśmy par. I tak oto parowałyśmy m.in.: sztućce, skarpetki przygotowane do prania w minipralce, lub kucykowe i dinozaurowe figurki. Na koniec także ustawione w parę, czyli po prostu trzymając się za ręce, wybrałyśmy się na jesienny spacer.
Podsumowując, Malutkiej podobała się zabawa, a i przyniosła oczekiwania efekty.
PS: Wiem, że zdjęcia są ciemne i kiepskiej jakości, ale ani nie posiadam wybitnego sprzętu, ani nagminnym pstrykaniem nie chciałam także zbytnio przeszkadzać Podopiecznej w zabawie. Mam jednak nadzieję, że dzięki nim, choć poglądowo, możecie zobaczyć, na czym polegała jedna z naszych jesiennych zabaw.
PPS: Zdjęcia dodane za zgodą Rodziców Malutkiej.