Ten post chodził mi po głowie już rok temu, ale brak sił i czasu w tamtym okresie nie pozwoliły na jego realizację. W tym roku zawzięłam się i mimo skokowo-rozwojowych nastrojów córy - "tworzę"! Bo jest co, po co i dla kogo :) .
26 maja, jak na pewno wiecie, obchodzimy w Polsce Dzień Matki. W tym roku to nie ja wykonuję z Podopiecznymi laurki. W 2020 to ja świętuję już po raz drugi. W tym dniu mogę najzwyczajniej się cieszyć, być dumną z siebie i swojej rosnącej pociechy, nie myśleć przez chwilę o troskach i obowiązkowo odłożyć gdzieś na bok regularnie pojawiającą się matczyną frustrację ;). Nie jestem mamą długo, raptem ponad rok. Wciąż się tego całego macierzyństwa uczę [bo wiecie nianiowanie jest tak z 10 razy łatwiejsze ;)], wciąż w nim dojrzewam, ale jednego jestem pewna... Na to jaką jestem mamą, na pewno wpływ miały inne MAMY, które do tej pory spotkałam na swojej drodze. I w tym miejscu chciałabym podziękować każdej z Was. Razem i z osobna:
Mamo Mikołajka i Jagody - za to, że na początku mojej nianiowej drogi zaufałaś mi i dałaś szansę rozwijać się zawodowo [i jak się po latach okazuje nie tylko! Doświadczenie zdobyte w Waszym, a później kolejnych domach wykorzystuję poniekąd i teraz... We własnym mamowym życiu]. Za to, że dostrzegłaś we mnie "to coś", czego X lat temu chyba jeszcze nawet ja sama nie zauważałam. Za każdy Twój uśmiech, dobre słowo, bycie szczerą i prawdziwą. Taką z krwi i kości, z wielkim sercem! Za cenne umiejętności lawirowania pomiędzy obowiązkami i ustawiania priorytetów, które teraz osobiście próbuję szlifować. Nawet za te czasem leżące w Waszym zlewie sterty brudnych naczyń ;) . Tak za to też, bo dzięki temu, ten widok nie jest mi obcy i o wiele łatwiej mi się z nim pogodzić. Dzięki Tobie, wiem, że to chwilowe, a inne rzeczy są w tym danym momencie ważniejsze. Priorytety, priorytety! Dziękuję Ci!
Mamo Wikusi - za okazane zaufanie, za niezatraconą radość, za poczucie humoru i stoicki spokój! Za tony słodyczy, którymi mnie obdarowywałaś regularnie co miesiąc. Za pyszną kawę - paliwo każdej matki - którą w zasadzie Ty mnie nauczyłaś pić [tak, dokładnie tę samą espresso można nadal znaleźć w mojej kuchennej szafce]. I za Sokoliki [UWAGA! Nie dla przeciwników parówek ;)], które teraz ochoczo zajada i moja pociecha ;). Za całą Twoją dobrą organizację i znajdowanie czasu na dbanie o siebie. Za to, że potrafiłaś wstawać bladym świtem i jeszcze przed pobudką swojej córeczki ogarniać po kolei wszystkie obowiązki [choć dla mnie do tej pory jest to niewykonalne. Mimo wszystko, wierzę, że jeszcze kiedyś mi się uda ;)]. A nawet za te zabawne historie o pustych garnkach z wygotowaną zupą, kiedy popołudniu zasypiałaś z powodu tak ogromnego zmęczenia. Dzięki nim moje rozgotowane do paciaro-miękkości warzywa smakują, hmmm... Urokami prawdziwego macierzyństwa ;). Dziękuję!
Mamo Polci - za wiarę w moje kompetencje i umiejętności, dzięki której jeszcze bardziej się rozwinęłam i dzięki, której miałam poczucie, że znajduję się w dobrym miejscu we właściwym czasie. Za Twoją doskonałą organizację zarówno czasu, jak i przestrzeni. Za drobne rozwiązania, które u Was podpatrzyłam i teraz sama stosuję [ach, te poporcjowane mrożonki dla Malucha, ach te pyszne dziecięce zupki niekoniecznie na wywarze z mięsa :)]. Nawet za możliwość korzystania z ciekawych gadżetów bardzo ułatwiających życie młodego rodzica [miłością absolutną darzę ten cudowny parowar, który pojawił się u nas jeszcze na długo przed pojawieniem się myśli o powiększeniu rodziny ;)]. A najbardziej dziękuję Ci za "nieściemnianie" na temat matczynego zmęczenia ciągłym hałasem, czy częstymi dramami ;). Najbardziej utkwiły mi w głowie Twoje słowa, o tym że, cytuję: "Polcia darła się niemal ciągle do ukończenia 6. miesiąca życia" ;). Dzięki temu jednemu zdaniu udało mi się przetrwać swój pierwszy wspólny rok z wrażliwą, temperamentną choleryczką ;). Dzięki Tobie wiedziałam, że kiedyś w końcu może nie tyle to całkowicie minie, ale że... Chociaż będzie trochę lepiej, ciszej i łatwiej ;). Dziękuję!
Mamo Lilianki (a teraz już także i Zuzi) - za to, że mogłam współpracować z Waszą rodziną tuż przed pojawieniem się mojej własnej "hajnidowej" latorośli. Za to, że przez zaledwie kilka miesięcy z Wami nabrałam doświadczenia wartego kilka lat. Takiego, które bardzo przydało mi się przy mojej wrażliwej, przez długi czas wcale nieśpiącej i nieodkładalnej córze. Za Twoje pomysły radzenia sobie z dość wymagającym emocjonalnie bobasem. Za te "zagadki" przy stoliku do karmienia :). Nawet za te sterty ubrań czekających na prasowanie, które aktualnie zdobią kąty i mojego salonu ;). Za Twoją empatię, ciepło, wyrozumiałość, spokój i nieskończone pokłady cierpliwości. W tym ostatnim chyba nigdy Ci nie dorównam, ale chociaż mam motywację, żeby próbować. Dziękuję!
Mamo Lilianki, mojej córy koleżanki - za to, że się poznałyśmy w idealnym momencie naszego życia i udaje nam się utrzymywać regularny kontakt. Przecież zawieranie znajomości w dorosłości nie jest AŻ takie proste, a tu proszę! Za Twoją otwartość, radość, spontaniczność i energię do życia! Za szczerość i brak udawania. Za to, że mogę dzielić się z Tobą na bieżąco moimi troskami, że mogę Ci pozrzędzić i porozmawiać z Tobą na wszelkie dzieciowe tematy: o zupkach i o kupkach ;). Za to, że i Ty czasem się wyżalisz, bo dzięki temu uświadamiasz mi, że tak to już po prostu w tym całym macierzyństwie bywa. Za to, że wysłuchujesz, nie ganisz, nie oceniasz i nie radzisz na siłę. Za to, że możemy mieć jednocześnie podobne, a zarazem zupełne inne podejście do wychowania, a mimo to świetnie się dogadywać. Za wspólne spacery i urozmaicenie mamowych aktywności. Może jedynie nie za to, że codziennie masz czystą kuchnię, ale za wszystko inne dziękuję ;)! P.S. Może kiedyś i u mnie blaty będą codziennie na błysk.
Mamuśki z mojej ulubionej grupy madkowej na FB ;). I tym, z którymi mi bardziej, i tym, z którymi mi mniej po drodze ;). Za wszystkie żalposty i śmiechposty. Za złote rady i cenne wskazówki. Dziękuję!
Mamo Michała, Mikołaja i Mai - za to, że widziałam, jak trzykrotnie stawałaś się mamą - za każdym razem na zupełnie innym etapie Twojego życia. Za to, że z "trójką" u boku dajesz dzielnie radę [mi stanowczo wystarczy moje sztuk: 1]. Za to, że realizujesz swoje plany, a Twoje dzieci nigdy nie stanowiły dla Ciebie "przeszkody", ani nie były "problemem". A nawet za to, że gdy nieraz rozmawiałyśmy przez telefon, Twój synek zawsze miał Ci najwięcej do powiedzenia, a Tobie aż para leciała uszami ;). Moje ulotne pssssyyyyyt jest wciąż zagłuszane uroczymi pokrzykiwaniami roszczeniowej córy ;).
Mamo Zosi i Antosi - za to, że będąc od lat Twoją przyjaciółką mogłam obserwować, jak bez ściemy wygląda prawdziwe macierzyństwo. Za to, że z pierwszej ręki wiem o Twoich wzlotach i upadkach, rodzicielskich sukcesach i porażkach. Za to, że się do nich przyznajesz. Za to, że mogę bazować na Twoim doświadczeniu i tworzyć swoje własne [tu podobne, tam zupełnie odmienne]. Za Twoją kreatywność, niestandardowe rozwiązania i ogólny macierzyński luz. Za bycie sobą i za to, że ślepo nie podążasz za modą/nowinkami. Za to, że nie lukrujesz i dbasz o moje zdrowie psychiczne. Za to, że poza byciem matką wciąż i nadal jesteś kobietą, indywidualną jednostką. I to całkiem interesującą, z którą niezmiennie można o wszystkim (absolutnie wszystkim!) pogadać ;). No i za to, że próbujesz i mnie tego nauczyć :). Balans? Równowaga? Może kiedyś się uda ;). Dziękuję Ci.
Mamo Darii i Piotrusia - za to, że dzięki Tobie mogłam poznać prawdziwe macierzyństwo od kuchni. Bez udawania, koloryzowania i instafiltrów. Z prawdziwym zmęczeniem psychicznym i fizycznym w tle. Za Twoje kreatywne gotowanie z dzieciakami u boku, którego masterpoziomu raczej nigdy nie uda mi się osiągnąć, ale może chociaż córę podeślę do cioci na zabawo-szkolenie ;). Za mieszankę radości, dumy i frustracji. Za te dwa zdania: 1)" że bywa ciężko, ale już nigdy nie wróciłabyś do czasów sprzed dziecka :)" i 2) "że z dzieckiem u boku jest inaczej, ale zdecydowanie jest LEPIEJ!" A nawet za każde Twoje narzekanie, czarnowidztwo i "NIEDASIEszyzm". Przyznam szczerze, że dzięki nim czuję się czasem trochę rozgrzeszona ;) [Podpisano ja - ta najmądrzejsza w temacie dzieci, dopóki sama ich nie miałam i... Dopóki się w miarę wysypiałam :D]. Dziękuję!
Mamo Maćka mego, babciu córy mej - za otwartość umysłu, empatię, wyrozumiałość i tolerancję. Za brak oceniania. Za widzenie świata w barwach szarości, a nie tylko czarno-bieli. Za bycie mamą syna swego, która stanie za nim murem, ale jednocześnie nie stanie przeciwko mnie. Za umiejętne podejście do mnie [tą z niezbyt łatwą osobowością ;)]. Za nie bycie wścibską i mądrzejszą (prawie)teściową, o których wciąż tyle słucham. Za dzielenie się swoim doświadczeniem, ale nienarzucanie swoich racji. Za całkowitą akceptację moich decyzji i postępowanie w zgodzie z nimi. Za przyznawanie się do swoich błędów. To niezwykle ważna umiejętność, którą mam nadzieję, że i ja posiadam... I którą "nasza" mała Kajcia również będzie obdarzona. Za możliwość dzielenia się z Tobą wszystkimi macierzyńskimi radościami i zapełnianie Twojej pamięci w telefonie milionem zdjęć i filmików córy mej/wnuczki Twej. A, i zapomniałabym! Również za to Twoje uzewnętrznianie się na temat własnego bałagano-rozpierdolnika mimo braku małego Tuptacza u boku. Ja ze swoimi żyję od ponad roku [i Tuptaczem, i rozpierdolnikiem ;)]. Dziękuję!
Mamo, moja Mamo! Rodzicielko ma! - za to, że po prostu jesteś i mnie wszystkiego nauczyłaś. Za to, że wśród "swoich sprawdzonych metod/sposobów" odnajduję tak naprawdę te Twoje. Za pokłady cierpliwości do mnie, które doprawdy nadal nie wiem, skąd brałaś. Za to, że zawsze na wiele mi pozwalałaś... Że mogłam podejmować własne decyzje [niekoniecznie super właściwe czy najlepsze ;)], że nie musiałam Cię okłamywać, czy bać się konsekwencji. Nawet za to, że mnie nie zmuszałaś do jedzenia nielubianych potraw ;). Za to, że mnie akceptowałaś taką, jaką byłam/jestem. Za to że nie przekraczałaś moich granic i absolutnie zawsze potrafiłaś podejść mnie najbardziej wyszukanym sposobem [lecz nie manipulacją!]. Jak się okazuje, dokładnie te "podstawy" wykorzystywałam w pracy budując zdrowe relacje z Podopiecznymi, a teraz czerpię z nich wychowując własną córę/wnuczkę Twą. Za to, że mimo długich prób, nie jestem w stanie przypomnieć sobie ani jednego razu, w którym byś na mnie podniosła głos, czy mnie ukarała. Za to, że zniosłaś kilka moich siarczystych "nienawidzę", obrażań i trzaskań drzwiami [a mimo to nadal sobie nie przypominam Twojego krzyku na mnie... Po prostu chyba go nie doświadczyłam]! Za to, że przyznawałaś się do błędów i przepraszałaś za nie. Za to, że dzięki Tobie jestem głównie tak wyrozumiała/elastyczna do dzieci i traktuje je jak równe sobie indywidualne jednostki. Za to, że dość łatwo mi akceptować, że nie zawsze będą robić to, co akurat ja chcę. A nawet jeśli napotykam na drobne trudności w tym zakresie [ach, te frustracja i zmęczenie ;)] - zawsze mogę odwołać się do swojego doświadczenia z dzieciństwa/wieku nastoletniego lub zaczerpnąć Twojej porady. Od razu robi się lepiej ;). Dziękuję!
Nie ma jednego właściwego przepisu na udane macierzyństwo. Każda z nas, choć zupełnie inna, może nauczyć się od tej drugiej czegoś nowego, czegoś wartościowego. Miejmy oczy szeroko otwarte, a na pewno coś podpatrzymy i "weźmiemy" dla siebie.
Wszystkiego najlepszego MAMUŚKI :)!