piątek, 1 maja 2015

Szefowa kuchni poleca - pizza niemal prosto z pieca ;)


    Kojarzycie te dni, kiedy wracacie do domu późną porą, w lodówce nie czeka na Was obiad, a gotowanie to ostatnie na co macie ochotę? Wtedy pozostaje sięgnąć po telefon, wybrać dany numer i zamówić ulubione frykasy. Może akurat wybór padnie, tak jak u nas, na smakowitą pizzę?
    Takim daniem cieszyłyśmy się z Podopieczną całkiem niedawno. Nam, co prawda, udało się je zrobić jeszcze własnymi siłami. I choć przysmak w żadnym razie nie nadawał się do jedzenia, sprawił mnóstwo radochy ;) [tak, tak, dokładnie tyle, co kulinarny gotowiec w leniwe dni ;)].

    Do wykonania smakowitych papierowych dań potrzebowałyśmy jedynie wydrukowanych ilustracji przedstawiających pizze i poszczególne składniki [aa, no i klej do przyklejania ;)].
    Mnie, niestety, nie udało się z pomocą Wujka Google znaleźć rysunków pustej pizzy, więc musiałam pokombinować i stworzyć je sama [mowa tu o mojej bardzo prymitywnej działalności, na równie prostym programie zwanym Paint ;)]. Znacznie łatwiej było zdobyć ilustracje różnorodnych składników, także w interesującej mnie perspektywie [pokrojone na plastry czy cząstki]. Na polskich i zagranicznych stronach znalazłam ich naprawdę bardzo dużo.
    Na koniec dla wzmocnienia końcowego efektu postarałam się o puste tekturowe pudełko [bez problemu można o takie poprosić w każdej pizzeri, jego koszt nie powinien przekroczyć 1-2zł].
    Procesu powstawania naszych tekturowych pizz nie ma co opisywać. Możecie jednak zobaczyć, jak prezentowała się pierwsza tuż po otwarciu opakowania ;):

    Wykonywanie papierowych dań kuchni włoskiej zajęło nam sporo czasu, ale nie dlatego, że było ono takie trudne [co to, to nie. Wręcz przeciwnie ;)], ale dlatego, że sprawiło Podopiecznej masę frajdy. Jak się okazało, wybieranie składników, poznawanie nowych i przyklejanie ich na swoją podstawę, to dla Wikusi dobra zabawa, na której potrafi się również długo skupić. W efekcie, w pierwszy dzień do wyimaginowanego piekarnika trafiły 3 pizze, z czego jedna pozostała margheritą.

    Później nasza zabawa była kontynuowana i na zmianę wraz z Podopieczną wcielałyśmy się w rolę osoby zamawiającej pizzę i dostawcy. Na koniec zaś mogłyśmy już spokojnie zasiąść do stołu i rozkoszować się konsumowanym w udawany sposób włoskim plackiem [coby nie było, podzieliłyśmy się również z zabawkami, głównie ze Shrekiem i jego żoną Fioną ;)]. Buon appetito!

    Za prostą, ale i wciągającą zabawę od nas zasłużone pełne 5 gwiazdek!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz