poniedziałek, 28 września 2015

Zdrowia, szczęścia, pomyślności -
kolejna laurka na blogu gości


Zdrowia, szczęścia, pomyślności.
Spełnienia wszystkich marzeń i samej radości...

    Dziś tak na szybciutko, chciałam Wam pokazać pierwszą pracę plastyczną, jaką kilka dni temu udało mi się wykonać z obecną Podopieczną, siedemnastomiesięczną Polą.
    Trafiła się nie lada okazja - urodziny Taty. Wiadomo, ważna sprawa, więc koniecznie trzeba było coś wymyślić. Jako że nie znam jeszcze dobrze ani samej Dziewczynki, ani Jej Rodziców, musiałam postawić na coś prostego, klasycznego, a zarazem ciekawego. Padło więc na sprawdzone kuleczkowe wyklejanki, jednak w urodzinowej odsłonie.
    W domu przygotowałam bazę kartki [tym razem wymyśliłam sobie, że motywem przewodnim będą balony, ale nie byle jakie, tylko takie à la 3D, tzn. przyklejone na grubszej kostce, nieco bardziej odstające od kartki ;)], zaś podczas przerw w pracy zrobiłam kolorowe kuleczki z bibuły. Jedynym naszym wspólnym zadaniem było ich przyklejenie na balonikowych konturach. Tutaj jak zwykle przydała się dobra dwustronna taśma klejąca. I to by było na tyle. Gotowe!
    Ozdabianie laurki zajęło nam dosłownie chwilkę, a małej Poli niezwykle przypadły do gustu bibułowe groszki, którymi później bawiłyśmy się jeszcze z dobre 10-15 minut [przesypywanie, przyklepywanie, gniecenie, szeroko pojęte doświadczanie i eksploatowanie to jest to, co Maluchy lubią najbardziej ;)].
    Mamy nadzieję, że Obdarowanemu mały prezent przypadł do gustu. Jeszcze raz wszystkiego co najlepsze :)!

niedziela, 13 września 2015

Czas pożegnań


    Drugi tydzień września dobiega końca, (już nie taka) Mała Wikusia od niemal dwóch tygodni jest dumnym przedszkolakiem, a ja do tej pory nie zdążyłam Wam nic na ten temat napisać.
   Moment pożegnania w pracy opiekunki [choć zapewne nie tylko tej] jest, hmmm..., specyficzny(?). O, może lepiej to ujmę - szczególny. Zarówno dla Podopiecznych, Niani, jak i nawet Rodziców. Zazwyczaj bowiem oznacza po prostu, że nieuniknienie zbliża się coś nowego, jeszcze nieznanego.
    W kwestii zawodowej, jako niania, nie mam większego emocjonalnego problemu podczas rozstań z Maluchami... Może to kwestia doświadczenia? A może wynika to z faktu, że do tej pory każda moja współpraca z Rodzinami układała się pomyślnie i wiem, że Podopiecznych jeszcze spotkam, choćby na gruncie towarzyskim.
    Na płaszczyźnie niezawodowej jednak, stricte prywatnej - podczas pożegnań zawsze towarzyszą mi ambiwalentne uczucia. Potrafię się jednocześnie cieszyć i smucić z zakończenia pewnego etapu, a tym samym ekscytować i czuć strach przed kolejnym, nowym [skomplikowane, wiem ;)].
    Nie rozpisując się jednak zanadto, skupiwszy się wyłącznie na kwestii, iż czas pożegnań, choć dla każdego nieco inny, jest na pewno wyjątkowy, chciałam też, żeby takim było to "ostatnie spotkanie". Z tego powodu postanowiłam pozostawić Wikusi jakąś pamiątkę po wspólnie spędzonych dwóch latach. Bardzo mi na tym zależało, aby było to coś trwałego, co się raczej nie popsuje, z czego Podopieczna "nie wyrośnie"... a jednocześnie co będzie dla nas i naszej pewnego rodzaju więzi charakterystyczne [bo co do tego, że między nianią a Dzieciem jakaś więź powstaje, nie ma chyba żadnych wątpliwości]. Padło więc na pluszaka i fotoksiążkę! Tak, książkę, w której znajdują się zdjęcia wszystkich naszych wspólnych prac plastyczno-technicznych, jakie przez cały okres współpracy udało nam się wyczarować.
    Projekt zrealizowałam i zakupiłam w Empiku. Nie chcę im niby robić reklamy, ale z drugiej strony, skoro ja nie mam z tego żadnych korzyści, a oni swoją robotę wykonali perfekcyjnie, więc czemu by się z Wami tą informacją nie podzielić :)? Może akurat, któraś/któryś z Was też się o taką pokusi? Tym bardziej, że tworzenie książki jest banalnie proste, a efekt końcowy rewelacyjny! Spójrzcie zresztą same/i [poniżej prezentuję kilka stron]:







    A jak w praktyce wyglądało nasze pożegnanie? Hmm... To był mile spędzony czas po pracy, raczej na gruncie towarzyskim, przy stole zastawionym pysznościami, o które zadbali Rodzice Podopiecznej. Wymiana serdeczności, luźne rozmowy, dokończenie spraw stricte zawodowych [otrzymanie referencji, przekaz informacji nt. wyrejestrowania mnie w ZUSie], no i oczywiście wymiana prezentami. Wymiana, bo jak się okazało i ja zostałam przez Pracodawców obdarowana wielkim zestawem nowiutkich, świeżutkich, jeszcze pięknie pachnących Lego [tak, tak, jak przez taki okres czasu można poznać człowieka ;)].
    Podsumowując minione 2 lata, na całą współprace patrzę bardzo pozytywnie. Nawet, gdy zdarzały się trudniejsze momenty [w żadnej pracy się ich nie uniknie], w tej chwili, a nie minęło zbyt dużo czasu, już ich praktycznie nie pamiętam. Cieszę się, że w czerwcu 2013 zupełnie przez przypadek [miałam pracować gdzie indziej, ale po dniu próbnym zrezygnowałam] trafiłam do Wikusi :).