sobota, 28 grudnia 2013

Puzzle, puzzelki, ja wszystkie was kafelki...
układać chcę!


    Układanie puzzli to przyjemność, która niesie za sobą mnóstwo korzyści:
- rozwija uwagę, koncentrację, spostrzegawczość, pamięć oraz logiczne myślenie,
- doskonali procesy syntezy [scalanie] i analizy [rozkład na elementy] wzrokowej,
- wpływa na rozwój kreatywności oraz wyobraźni [również przestrzennej],
- pozwala na ćwiczenie sprawności/chwytności palców, kształtuje precyzję ruchów,
- uczy wytrwałości i cierpliwości,
- relaksuje i wycisza [Sprawdzone! To dobra aktywność tuż przed południową drzemką!]

   Dlatego też dziś kilka słów o puzzlach dla najmłodszych, tzn. o tym, co i jak można wykorzystać w pracy z Maluszkami, co mogę śmiało polecić, co się sprawdza, a co raczej nie.


    Na pierwszy rzut Puzzle Trefl z serii Baby.
    Puzzle są bardzo dobrej jakości. Poszczególne elementy są duże, lekkie, odpowiednio twarde i odpowiednio grube [4mm]. To bardzo ważne, gdyż dzięki temu Maluszkom łatwiej nimi operować, podczas składania nie "uciekają" [nawet na dywanie!], a złożone naprawdę (!) dobrze się trzymają.
    Puzzle posiadają kilka wzorów. My korzystamy z tych ze zwierzątkami gospodarstwa domowego. Wybrałam je na pierwszy raz ze względu na prosty układ złożenia poszczególnych modeli [kaczka - 2 elementy w pionie, baranek - 3 elem. w poziomie, krówka i świnka - 4 elem. w układzie 2 na 2].
    Co ciekawe, na opakowaniu jest oznakowanie, że zabawka nadaje się dla dzieci powyżej 2 lat. Nic bardziej mylnego. Malutka zaczęła eksperymentować z opisywanymi puzzlami na samym początku naszej wspólnej przygody, kiedy miała jakieś 14 miesięcy, no może z hakiem. W bardzo szybkim czasie nauczyła się je sama składać, czym i mnie i Rodziców bardzo pozytywnie zaskoczyła.     Puzzelki wstępnie były raczej po to, żeby Podopieczna się z nimi zaznajomiła. Jaką miłą niespodzianką było, gdy w pewnym momencie siedząc tuż obok mnie i swojej mamy, ot tak po prostu, bez większego wysiłku, raptem po kilku zabawach, złożyła najtrudniejszą świnkę :)!
    Cena puzzli waha się od 20 do 30zł. Są niej warte.



    Kolejne to bardzo podobne puzzle tej samej firmy sygnowane nazwą Moje pierwsze puzzle .
  Puzzle, tak samo jak poprzednie, to kilka układanek [2-, 3-, 4- i 5- elementowych] przedstawiających zwierzęta gospodarstwa domowego, które dodatkowo można wkomponować w uprzednio złożony wiejski krajobraz [zadanie trudne; dla Rodzica, lub starszego Dziecka].
    Niestety, jakości tych elementów nie mogę już tak zachwalać. Są dużo cieńsze, przez co kiepsko się ze sobą łączą [składanie jest możliwe tylko na twardych, równych powierzchniach], a złożone słabo się trzymają. W szczególności nie polecam zbuntowanym 2-latkom, irytacja gwarantowana. No, chyba że ktoś ma akurat w zamyśle ćwiczenie cierpliwości ;).
    Układankę kupiłam na promocji za około 16zł. Jakość raczej idzie w parze z ceną. Nie twierdzę, że są złe, bo nie, ale dla Najmłodszych można znaleźć lepsze propozycje.



   Puzzle piankowe , bezpieczne, grube i miękkie, pozwalające na dziecięce eksperymentowanie.
  Pierwsze z puzzli piankowych to zwykła kilkuelementowa układanka. Malutka w swoich zabawkowych zasobach posiada akurat takie 24-elementowe z Kubusiem Puchatkiem.
    Nasza zabawa z nimi polega na:
- opisywaniu tego, co się znajduje na obrazku lub poszczególnych elementach,
- dostrzeganiu/wyszukiwaniu konkretnych, np. postaci, części ciała, ubrania,
- dowolnym łączeniu elementów przez Podopieczną [budowa poszczególnych kafelków na to pozwala],
- dokańczaniu układania obrazka przez Malutką. Początkowo składam prawie całe puzzle, pozostawiając lukę w kilku miejscach [zaczynałam od jednej, teraz są to najczęściej trzy]. Następnie Malutka musi je zapełnić odpowiednimi puzzelkami.



    Kolejne puzzle piankowe to kwadratowe elementy, które można dowolnie ze sobą łączyć. Niektóre z nich posiadają jeszcze w środku dodatkowe, wyciągane części.
    Z Malutką jeszcze nie bawiłyśmy się tego rodzaju zabawką, za to z poprzednim Podopiecznym, a i owszem! I to jak! Z piankowej układanki z dinozaurami tworzyliśmy, co nam tylko przychodziło do głowy: klatki dla maskotek, kojce dla pluszaków, różnego rodzaju pudełka, bloki, piętrowe domki, a nawet garnki i piekarniki!



    Kilkuelementowe puzzle drewniane , przypominające już zwykłe klasyczne puzzle, jednak posiadające elementy większych rozmiarów [idealne dla malutkich rączek].
    Dzięki materiałowi, z jakiego są wykonane, są twarde, stabilne i odporne na targanie.
    Nasza zabawa z tego rodzaju układanką polega głównie na eksperymentowaniu Malutkiej oraz na wypełnianiu przez Podopieczną luk w prawie złożonym obrazku [tak jak w puzzlach piankowych].



    I na koniec klasyczne tekturowe puzzle w pudełkach lub w tekturowej ramce.
   Ilość elementów, do wyboru, do koloru: 9, 12, 15, 24, 30 i więcej.
   Wielkość poszczególnych elementów jest różnorodna. W sklepach można znaleźć puzzelki zarówno w rozmiarze mini, naprawdę malutkie [dla Maluszków za małe], jak i maxi [w sam raz!].
   Jako że układanka wykonana jest z tektury średniej grubości trzeba wziąć pod uwagę, że puzzle narażone są na działanie różnych czynników, m.in. zębów, wilgoci [czyt. śliny lub wody], a także kredek, czy pisaków ;). Sposób użytkowania, tak jak uprzednio opisane.



    A czy Wy bawicie się puzzlami ze swoimi Maluszkami? Kiedy zaczęłyście/zaczęliście i w jaki sposób to robicie? Czy któreś z dostępnych na rynku układanek preferujecie? Chętnie się dowiem!

Święta, święta i po świętach
Choinka z papieru wycięta

    Mimo że święta już za nami, choinki nadal ozdabiają domy. U Malutkiej jest ich nawet kilka. Jedną - papierową - zrobiłyśmy w poniedziałek, ale nie było jeszcze okazji, aby się nią pochwalić. Nadrabiam więc teraz, a może następny post [w końcu] będzie dotyczyć innej [innej niż "plastyczna"] tematyki [oby!].

    Do Malutkiej przyniosłam gotowy szablon choinki [składający się z pnia i 5 poszczególnych części, każda z nich została przeze mnie także uprzednio ponacinana], różnorodne kolorowe guziki, cekiny, błyszczące konfetti oraz papierowe, własnoręcznie zrobione, naklejki gwiazdy i prezentów.
    Pierwszym zadaniem Malutkiej było złożenie drzewka w całość. Podopieczna naklejała kolejne części na kartkę techniczną w kolorze niebieskim. Muszę dodać, że byłam pod dużym wrażeniem, widząc, jak sobie z tym dobrze radzi. Wystarczyło, abym tylko raz ją nakierowała, że kolejne [mniejsze] elementy muszą być nieco wyżej od poprzednich. To takie budujące, zdać sobie sprawę, że to też dzięki takim naszym regularnym zabawom Maluszek zdobywa coraz więcej umiejętności/nabiera wprawy :)!
    Kiedy choinka była już "gotowa", trzeba było ją ozdobić. To był najlepszy moment tworzenia pracy. Malutka ochoczo przyklejała NA drzewko kolejne guziki, tak że nawet ciocia zapragnęła dołączyć [aby jednak nie odbierać Dzieciu frajdy, przykleiłam tylko jeden maleńki guziczek i musiało mi to wystarczyć ;)]. Ubieranie papierowej choinki zwieńczyło naklejenie gwiazdy na czubku.
    Następnie zajęłyśmy się przyklejaniem prezentów POD drzewkiem [w tym miejscu muszę napisać, że podczas tworzenia tej pracy plastycznej uczyłyśmy się/powtarzałyśmy/utrwalałyśmy także pojęcia: NAD, NA, POD, OBOK , które od jakiegoś czasu pojawiają się w naszych pozostałych zabawach].
    Na samym końcu przykleiłyśmy na kartce kilka ozdobnych płatków śniegu.


    Ocena Podopiecznej:

niedziela, 22 grudnia 2013

Zima, zima, zima, (Nie) pada, (nie) pada śnieg ;)

    Choć za oknem śniegu brak, nam bez problemu udało się zrobić pierwszego tej zimy bałwanka. Co prawda z papieru, bo z papieru, ale i tak się liczy ;)!
    Pomysł na tę pracę plastyczną zaczerpnęłam ze świetnej książki 365 rzeczy do zrobienia. Pomysłowe prace plastyczne [autor: Fiona Watt], którą z czystym sumieniem mogę wszystkim polecić. W skrócie: Wiele świetnych pomysłów przedstawionych w formie ciekawych ilustracji.

    Aby wykonać naszego zimowego gościa, musiałam najpierw wyciąć 2 koła z białej kartki technicznej: duże [ciało bałwanka] i małe [jego głowa]. W dużym kole zrobiłam dodatkowe nacięcie do połowy wzdłuż średnicy, tak bym mogła je następnie złożyć w stożek.
    Moja Podopieczna najpierw naklejała wybrane przez siebie guziki [dać wybór to podstawa ;)!] na ciało bałwanka. Po chwili zajęłyśmy się tworzeniem buzi. Pierwszy został przyklejony malutkimi rączkami marchewkowy nos [wydrukowany rysunek marchewki] i to był nasz punkt odniesienia. Po tym ciocia nakleiła pierwsze oko, a Malutka drugie. Co prawda, początkowo miały nimi być czarne guziczki, ale ruchome oczy nie mają sobie równych [przynajmniej w opinii Małej ;)]. Czerwoną kredką dorysowałam bałwankowi uśmiech.
    Części bałwanka zostały ze sobą połączone, ale nadal mu czegoś brakowało ;) No tak! Był przecież nieubrany! Szybko to zmieniłyśmy. Mała ponownie mogła samodzielnie zadecydować, jakie nakrycie głowy przywdzieje nasz zimowy gość. Padło na czarny melonik. Na koniec opatuliłyśmy bałwanka czerwonym szaliczkiem [kawałek materiału z dziecięcej rękawiczki, która ostała się w ciocinych zasobach jeszcze po egzaminie z techniki na studiach ;)].
    Malutka bardzo chętnie współpracowała przy tworzeniu pracy, a po przyjściu Mamy nie zapomniała się nią pochwalić. Stąd, bez wahania, dajemy 5 gwiazdek! [Zdjęcie ulepszone przez google]


    Ocena w opinii mojej Małej Szefowej:

sobota, 21 grudnia 2013

Ostatni dzień jesieni
i ostatnie jesienne prace plastyczne dla Maluszków

    Dziś ostatni [kalendarzowy] dzień jesieni, więc korzystając z okazji "migusiem" dodaję ostatnie typowo jesienne prace, jakie miałyśmy okazję wykonać z Malutką.

    Z zebranych na spacerach liści postanowiłyśmy zrobić bukiety. Skoro tak, potrzebne były flakony, do których mogłybyśmy je włożyć.
    Małe naczynia wykonałyśmy z czystych buteleczek po ciocinych mlecznych napojach. Ozdobiłyśmy je tasiemkami i naklejkami [niestety, posiadam zdjęcie tylko jednego dzieła].
    Malutka o wiele chętniej [i z większą łatwością] przyklejała na plastikowej butelce kolejne naklejki. Zdejmowała je i naklejała inne. Muszę przyznać, że ze wstążkami nie było aż tak dobrej zabawy, choć Podopieczna też z nimi eksperymentowała [no tak, niektóre przecież wylądowały na lodówce, na innych naszych pracach, a nawet na spodniach cioci ;)].
    Wykonane flakony wraz z jesiennymi bukietami przez kilka następnych dni ozdabiały salon.


    Ocena mojej Małej Szefowej, biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, to mocne 3 gwiazdki:




    Jesienne drzewo 2D ;) to prosty i szybki pomysł na prace plastyczną do wykonania z Maluszkiem, który akurat przechodzi fascynację naklejkami [chyba nie ma Małego Człowieka, któremu chociaż przez pewien czas, nie podobałyby się kolorowe naklejki].
    Opisywaną pracę zrobiłyśmy właśnie w tym czasie, tzn. kiedy Malutka często-gęsto ;) bawiła się różnorodnymi naklejkami. Odklejała je z naklejkowych zeszyto-książeczek, przyklejała na kartki, ubrania, a nawet zdobiła nimi wyżej opisywany flakon.

    Tym razem zadaniem Malutkiej było przyklejanie naklejek-liści na kartkę z wydrukowanym rysunkiem drzewa. Naklejki zrobiłam samodzielnie. Na samoprzylepnej kartce wydrukowałam kolorowe listki i je wycięłam [teraz już wiem, że o wiele lepiej sprawdziłyby się te kupne, ale w pobliskich sklepach ich nie było, a ja nie miałam czasu na zakupy online i kilkudniowe oczekiwanie].
    Samym wykonaniem pracy Podopieczna była średnio zainteresowana. Naklejki własnej roboty okazały się równie średnio interesujące: za mało kolorowe(?) za mało błyszczące(?) i ogólnie troszkę za małe. W efekcie zabawa zajęła nam krótką chwilę, a i kartce też się dostało ;) [patrz: zdjęcie].
    Co ciekawe, mimo tych wszystkich początkowych "minusów" [może akurat taki dzień wypadł?], praca do tej pory wisi na lodówce. I co więcej, podoba się Malutkiej. A szczególnie kotek siedzący na gałęzi, schowany pośród liści!


    Ocena mojej Małej Szefowej w ogólnym rozrachunku:

czwartek, 19 grudnia 2013

Liściasty zwierz - Pan Jeż

    Choć wiem, że zima za pasem, to dziś jeszcze będzie jesiennie. Muszę wiele nadrobić, podzielić się wykonanymi do tej pory pracami, a czasu ostatnio na nic nie starcza. Do sedna.
    Październikowa złota jesień, bez wątpienia, zachęcała do przebywania na zewnątrz, a skarby ziemi inspirowały do "plastycznego" działania. Tak powstał, m.in. Liściasty Zwierz - Pan Jeż .


    Do jego wykonania wystarczyła kartka z uprzednio wydrukowanym/narysowanym konturem zwierza [w naszym przypadku jeża] oraz różnobarwne liście [rzecz jasna, zebrane wcześniej na jednym z wesołych spacerów :)].
    Podopieczna chętnie wybierała i przyklejała liście na grzbiet zwierzaka. W międzyczasie oczywiście z równie dużym zapałem eksperymentowała z "naszymi naturalnymi materiałami" - targała i rozrzucała je ;)).
    Do pracy ponownie użyłyśmy dobrej dwustronnej taśmy klejącej zamiast kleju. Już nieraz zdążyłam się przekonać, że taśma lepiej sobie radzi z takimi zadaniami. Liście, mimo że już porządnie podeschły, nadal dzielnie się trzymają ;).


    Ocena w skali mojej Małej Szefowej, która od razu po przyjściu Rodziców pochwaliła się pracą:

środa, 18 grudnia 2013

Taka jestem cała! - czyli znam części swojego ciała

    Dzisiaj chciałam zaprezentować TOP 3 "naszych" prościutkich zabaw na kształtowanie schematu własnego ciała. Tak więc, bez owijania w bawełnę:


    1) Jadą, jadą misie... Gdzie mają pysie?
    Do tej zabawy wykorzystuję znaną i lubianą piosenkę [KLIK] o tym samym tytule.

Ref. Jadą, jadą misie, hop siup trala la,
      Śmieją im się pysie, cha, cha, chacha, cha.

    Po wyśpiewaniu refrenu zadaję Maluchowi pytania, zaczynając zawsze od pierwszego, nawiązującego do tekstu:

"Gdzie mają misie pysie?"

    Części ciała Maluch może wskazywać na pluszowym misiu, sobie samym lub ciele opiekuna. Pamiętam, jak bujając się w huśtawce na placu zabaw, Malutka zaczynała pokazywać ciocine oczy, uszy, usta i nos :). Zabawa była przez nas lubiana już od samego początku naszego wspólnego spędzania czasu. Podopieczna miała wówczas ponad 12m. Aktualnie (1,5r.) zabawa nie robi na niej już takiego wrażenia. Została bowiem zdetronizowana przez godne następczynie ;)




    2) Naprawiamy wszystko w koło, ale jest wesoło!
    Druga zabawa na kształtowanie schematu własnego ciała przeznaczona dla Maluszków [2-latków i młodszych Dzieci], która wyjątkowo cieszy Podopieczną [śmiechu zawsze jest co niemiara!] powstała zupełnie spontanicznie [zresztą jak dużo zabaw z Maluszkami].

    Otóż Malutka posiada pluszowy [miękki i bezpieczny] młotek, który służy do wszystkiego: począwszy od pukania/stukania, do naprawiania przedmiotów i naprawiania-wskazywania części ciała. Mała z dużą chęcią naprawia zarówno swoje, jak i ciocine: paluszki, stopy, plecy, (...), a nawet szyje i kolana.




    3) Kąpiele na niby bierzemy, części ciała poznawać chcemy
    Obecnie, młotek z poprzedniej zabawy został zamieniony na kąpielowe gąbki/myjki dla dzieci.
   Zamiast naprawiania poszczególnych części ciała, teraz regularnie [a nawet częściej niż tylko regularnie] je "myjemy".

    Tak więc i Malutka, i ciocia, i większość pluszaków mają wyszorowane: stópki, kolana, całe nogi, brzuchy, plecy, głowy, całe ręce oraz nawet osobno łokcie (!).
    Podopieczna błyskawicznie łapie coraz to nowsze nazwy/wyrazy, dlatego nie ograniczam się w wymyślaniu części ciała do mycia-wskazywania.
    Zabawa na pewno jeszcze lepiej sprawdzi się podczas prawdziwej kąpieli Malucha i jego wodnych zabawek.

czwartek, 12 grudnia 2013

Malowanki wodne polecenia godne


    Nie wiecie, co można robić z Maluszkiem w długie jesienno-zimowe dni? A może kończą się Wam już pomysły? Dziś chciałam przedstawić niezwykłe książeczki, które regularnie wykorzystuję w pracy z Najmłodszymi [i to nie tylko w chłodne popołudnia, czy wieczory!].
    Seria malowanek wodnych wydawnictwa Wilga to dość sporych rozmiarów książki z twardymi stronami, na których znajdują się niepokolorowane elementy. Aby nabrały kolorów wystarczy je zmoczyć wodą, np. za pomocą dołączonego do zestawu flamastra wodnego.

    Głównymi zaletami książeczek są:
  • estetyczne i duże ilustracje (dla Maluszków jak znalazł!),
  • możliwość wielokrotnego użytku (w przeciwieństwie do zwykłych jednorazowych papierowych kolorowanek wodnych),
  • zachowanie czystości podczas zabawy (nic nie farbuje, nic się nie rozmazuje).

    Z obecną Podopieczną z książek zaczęłyśmy korzystać jakoś na przełomie czerwca/lipca, kiedy miała około 13-14miesięcy. Od samego początku wykazała zainteresowanie i z chęcią "pacała" po obrazkowych stronach. Muszę jednak przyznać, że w czasie zabawy częściej korzystamy [bo robimy to do tej pory!] z dobrej jakości pędzelków niż flamastrów, które nie dość, że najpierw trzeba nieco "rozpisać" [są dość twarde], to później jeszcze, niestety, całkiem szybko się "zużywają".
    Największą zaletą książek jest to, że są one wielokrotnego użytku. Pokolorowane elementy bowiem po chwili wysychają i ponownie stają się białawe.
    Opisana jakość produktu w stosunku do jego ceny wypada naprawdę imponująco! Pierwsze egzemplarze kupiłam za około 20zł od sztuki. Później trafiłam na promocję i za każdą z książek zapłaciłam tylko 13zł z hakiem.



    Ocena mojej Małej Szefowej oraz jej starszej siostry (9 l.):

wtorek, 10 grudnia 2013

Kolorowa woda, która Maluchom uśmiechu doda!


    Przelewanie wody [a co dopiero kolorowej!] to bez wątpienia jedna z ulubionych zabaw Maluszków. Ku mojej pedagogicznej uciesze ;), niesie za sobą również mnóstwo korzyści, m.in.:

  • daje ogrom radości, a jednocześnie uspokaja,
  • buduje u Dziecka poczucie kontroli/sprawczości,
  • umożliwia dostrzeżenie zależności przyczynowo-skutkowych,
  • rozwija uwagę (zarówno dowolną, jak i wtórną),
  • rozwija zdolności manualne.

    Stąd, chyba całkowicie zrozumiałe jest, że to stały punkt programu, jaki od dawna przygotowuję dla swoich Podopiecznych.
    Nauczona doświadczeniem, ze względu na powstający w trakcie bałagan i możliwość zafarbowania przypadkowo napotkanych przedmiotów, kolorową wodę przygotowuję wcześniej w domu. Jest to dziecinnie proste. Ciepłą wodę wystarczy zabarwić, np. kawałkami bibuły w interesujących nas odcieniach. Trwa to parę sekund. Tak przygotowany roztwór [o wiele łatwiejszy do sprania/wyczyszczenia] następnie przelewam do przezroczystych buteleczek. Akurat ja używam takich o pojemności 50ml, które idealnie leżą w malutkich rączkach i są lekkie. Na samym końcu przynoszę je oczywiście do Podopiecznej, a wtedy to już hulaj dusza, piekła nie ma ;).
    Malutka bardzo lubi ten rodzaj aktywności. Czasami, gdy zobaczy kubeczek, w którym mieszamy wodne kolorki, biegnie do ciocinej siatki/torby i domaga się zabawy tęczowymi buteleczkami ;).

    P.S. Możecie się domyślić, w jak krótkim czasie, moja Podopieczna nauczyła się odkręcać butelkowe nakrętki ;)


    Ocena w skali mojej Małej Szefowej - 5 na 5 możliwych gwiazdek!

niedziela, 8 grudnia 2013

Kolorowo-kuleczkowo, czyli od czegoś zacząć trzeba

    Pierwszą pracą plastyczną, jaką wykonałyśmy wspólnie z moją obecną Podopieczną, były Kolorowe zwierzaki-bibułowe cudaki.
    Rodzaj tej pracy można śmiało określić jako gotowiec, ale dla małych, jeszcze niewprawionych rączek, tego typu pomysły są "akurat". Od czegoś bowiem zacząć trzeba, a efekt i tak zdumiewa [szczerze powiedziawszy, zapomniałam, że w ocenie Maluszka aż tak bardzo!].


PRZYGOTOWANIE:
    Kartkę z wydrukowanym lub narysowanym konturem [np. ryba, delfin, motyl] podkleiłam z jednej strony dwustronną taśmą klejącą, a następnie wycięłam interesujące mnie kształty. Głównym zadaniem Malutkiej było ich wypełnienie. W tym celu użyłyśmy kolorowych kuleczek z bibuły, które uprzednio ciocia [czyli ja ;)] skrupulatnie robiła podczas snu Małej.

WYKONANIE:
    Podopieczna z moją pomocą ściągnęła warstwę ochronną taśmy, a następnie garściami(!) wysypywała przygotowane kulki na klejącą stronę kartki. Rozsypywała, ugniatała, przyklepywała, a następnie część z nich z dużym zainteresowaniem także odrywała ;).
    Kuleczki zrobiły furorę, a efekt końcowy tak bardzo spodobał się Malutkiej, że przez długi czas nie rozstawała się ze swoimi dziełami [w szczególności motylkiem].



    Kulki, rozsypywane także po całej podłodze [o, tak! trzeba się przygotować na późniejsze ich sprzątanie], dość szybko się skończyły, nie popsuło nam to jednak zabawy. Postanowiłyśmy bowiem zrobić kolejnego zwierzaka, tyle że w nieco inny [bardziej manualnie rozwijający] sposób.
    Malutka odrywała z rolek bibuły niewielkie kawałeczki, a następnie przyklejała je na szablon.
Niestety, tak wykonany delfinek nie zrobił na dziewczynce większego wrażenia.


    Głównymi korzyściami opisanej zabawy plastycznej są:
- uwrażliwienie na sztukę i kolory,
- rozwój małej motoryki [rozwój manualny] w obrębie dłoni i paluszków,
- świetna zabawa płynąca z ciekawej aktywności.

    Ocena zabawy [w skali zaobserwowanych odczuć mojej Małej Szefowej ;)]:


piątek, 6 grudnia 2013

Jest sens, czy nie ma sensu? - oto jest pytanie!

    - Ee, ale wymyślasz! Po co to robisz?!
    - Ono jest jeszcze za małe! Przecież sobie nie poradzi!

    Takie komentarze ostatnio usłyszałam od znajomych, gdy zobaczyli, co przygotowuję do pracy [a przygotowywałam wówczas materiały do zabaw plastycznych]. I z przykrością muszę przyznać, że to nie był pierwszy raz. Z podobnymi reakcjami spotkałam się już, kiedy ktoś dowiadywał się, jak spędzam czas z Podopiecznymi.
    Te sytuacje zmusiły mnie do refleksji. Wydaje mi się, że opisane osoby po prostu nie doceniają możliwości Maluchów. Nie rozumieją także, że nie zawsze liczy się efekt końcowy. Przecież nikt [chyba!] nie oczekuje od 1-2. rocznych Brzdąców chirurgicznej precyzji, umiejętności doświadczonego budowniczego i talentu Picassa. Innymi słowy, wytwór małych rączek nie musi być ani piękny [pojęcie względne], ani tym bardziej dopracowany w każdym calu. Ba! Co więcej [dla niektórych to także zaskoczenie], wcale nie musi go być! Najważniejsze jest działanie/aktywność, jaką Dziecko podejmuje. To one sprawiają największą frajdę i wszechstronnie rozwijają. Mam nadzieję, że dzięki niektórym wpisom uda mi się to udowodnić.
    Inspiracje do prac/zabaw plastycznych czerpię z: własnej głowy lub głów doświadczonych znajomych, różnorodnych książek i stron internetowych, jak również ciekawych warsztatów/szkoleń. Wiele pomysłów jest prostych [dostosowanych do wieku Maluszków], znanych i lubianych.

niedziela, 1 grudnia 2013

Słowem wstępu

    Witam, dzień dobry. Cześć i czołem!

    Mam na imię Kasia i jestem pedagogiem. Od kilku lat pracuję jako zawodowa niania. Praca jest moją największą pasją i spełnieniem. W efekcie, jako naturalna kolej rzeczy, powstał ten blog.

    Strona, na której się Państwo znajdują, została założona z kilku powodów:
- osobistych i prywatnych; z potrzeby tworzenia oraz abym mogła mieć "takie jedno swoje miejsce", w którym, w jakiś sposób i w jakimś stopniu, udokumentuję dotychczasową pracę,
- zawodowych; aby Rodzice zainteresowani ewentualną współpracą mogli nieco bliżej poznać moją osobę, a także zobaczyć, jak spędzam czas [a raczej jedynie jego namiastkę] z Podopiecznymi,
- pozostałych; to znaczy [jeśli to tylko możliwe], aby czynne zawodowo Nianie, Opiekunowie oraz wszyscy zainteresowani korzystali z zebranych na stronie zasobów.

    Mimo iż posiadam doświadczenie w opiece nad dziećmi w różnym wieku, zamieszczone informacje, posty, przykłady zabaw będą głównie dotyczyć Maluszków (1-3 r.ż.), gdyż to właśnie na pracy z Najmłodszymi chcę się skupić.
    Mam wielkie marzenie i ambitny plan, aby otworzyć własny Klub Malucha. Mam nadzieję, że uda mi się je w przyszłości zrealizować. A tymczasem, zapraszam do śledzenia i komentowania.