czwartek, 24 grudnia 2015

Ho, ho, ho... Choinka wielokrotnego użytku


    Tak, wiem, blog od miesięcy świeci pustkami... Nie będę się tłumaczyć... Po prostu przyznam szczerze, że przy natłoku wszystkich zajęć i obowiązków aktualizowanie strony nie jest dla mnie priorytetem. Swoją drogą, podziwiam te wszystkie osoby, które oprócz prowadzenia domu, realizowania się w pracy zawodowej, jeszcze dają radę aktualizować regularnie swoje blogi. Jak Wy to robicie?! Kiedy na to wszystko znajdujecie czas?! Chętnie poznam Wasze tajniki!
    Jako że w końcu nadeszły święta, w moim odczuciu kilka dni, w których można sobie pozwolić na trochę luzu, wreszcie biorę się za odświeżenie Świata niani. Dziś chciałam Wam przedstawić choinkę, którą ozdabiałyśmy z Polą.
    Teoretycznie choinka jest częścią gotowego zestawu kreatywnego. Według instrukcji filcowe drzewko wystarczy ozdobić dołączonymi do kompletu samoprzylepnymi świecidełkami i złotym sznureczkiem. Ja, jak to ja, postanowiłam jednak coś zmienić ;).
    W tamtym roku jeszcze wraz z Wikusią ową choinkę ozdabiałyśmy kolorowymi pomponikami. Na koniec dodałyśmy sznureczek z przyssawką i voilà.

    W tym roku, podczas zabaw z siostrzenicą, wpadł mi do głowy pewien pomysł... Hmmm... A gdyby tak filcową choinkę wykorzystać nie tylko jeden raz? I tak oto tym sposobem powstała choinka wielokrotnego użytku, którą można wielokrotnie przystrajać ozdobami na rzep! Nam jako ozdoby posłużyły kolorowe guziki, ale Wy tak naprawdę możecie w tym celu użyć, co tylko chcecie. Wystarczy, że wybrane materiały/ozdoby podkleicie samoprzylepną taśmą z rzepem.

    Małej Poli bardzo przypadła do gustu taka forma zdobienia świątecznego drzewka. Najlepszym na to dowodem może być fakt, iż po skończonej pracy podniosła swoje dzieło ku górze i wyraziła swój zachwyt dumnym "tamtatadam"! ;) Myślę, że taki rodzaj pochwały jest wystarczającym argumentem, aby temuż to wytworowi przyznać 5 gwiazdek ;).



    P.S. Potrzebujecie filcowej choinki, a niekoniecznie chcecie kupować cały zestaw kreatywny? Nic prostszego, wystarczy, że zaopatrzycie się w kawałek grubszego filcu [stacjonarne pasmanterie, sklepy internetowe] i wytniecie z niego pożądany kształt.

niedziela, 25 października 2015

Cyferkowy projekt - część I
Wprowadzanie cyfr

    Pomysł na ten post zrodził się w mojej głowie już dawno temu, ale jak to zwykle bywa, do tej pory nie było dobrego momentu, aby w końcu siąść przed komputerem i go napisać. Dopiero niedawno, kiedy na jednym z forów, na których się udzielam, wywiązała się dyskusja dot. nauki rozpoznawania cyfr przez Maluszki, postanowiłam się wypowiedzieć, a tym samym skorzystać z nadarzającej się okazji i w końcu odświeżyć bloga wpisem o podobnej tematyce.
    Co by wprowadzić Was w wątek, a równocześnie zanadto się nie rozpisywać, konkluzja wspomnianej dyskusji [choć może to raczej moje zdanie?] była taka, że owszem, warto zacząć wprowadzać Dzieci w świat cyfr od najmłodszych lat, ale w odpowiednim dla nich momencie i w odpowiedni sposób. Cyfry to bowiem jedynie kolejne znaki graficzne, których nazwy po prostu do pewnego czasu Dzieciom łatwiej przyswoić/naturalnie zapamiętać. Oczywiście precyzując, mam tu na myśli tylko i wyłącznie kwestię rozpoznawania/nazewnictwa cyfr, a nie zrozumienie poszczególnych ich aspektów.
    Uważam, że większość Rodziców/Opiekunów, którzy bacznie obserwują Dziecko, wyłapią, co znajduje się w strefie jego najbliższego rozwoju, a tym samym dostarczą odpowiednich bodźców do stymulacji tegoż rozwoju. Podstawowymi zasadami, jakimi należy się kierować, to: nie robić nic na siłę i nie próbować przyspieszać postępów Pociechy za wszelką cenę. Zaufajcie, przyjdzie na nie jeszcze odpowiednia pora :).

    Do sedna. Założyłam, że zagadnienie dot. nauki rozpoznawania cyfr przedstawię Wam w formie jak gdyby takiego projektu, który zresztą przez jakiś czas realizowałam z poprzednią Podopieczną. Projekt blogowy zamierzam podzielić na 3 kolejne posty, w których pokażę Wam jak: 1) wprowadzałam poszczególne cyfry, 2) utrwalałam z Podopieczną poznane cyfry oraz 3) przedstawię materiały i pomoce dydaktyczne, z których wówczas korzystałyśmy. Wszystkie pomysły na zabawy przetestowałyśmy z Wikusią osobiście i z czystym sumieniem mogę je polecić. W efekcie przyniosły bowiem oczekiwane rezultaty :).
    No to zaczynamy. Poniżej przedstawiam etapy/czynności, jakie wykonywałyśmy starając się przyswoić nazwy cyfr. [Uwaga! Aby nie wprowadzać niepotrzebnego chaosu i dać Podopiecznej czas na przyswojenie cyfr, każdą z nich wprowadzałam osobno, realizując kolejno wszystkie wymienione tutaj kroki. Kiedy widziałam, że Wikusia zaczyna rozpoznawać dany znak graficzny, dopiero wówczas przechodziłam do wprowadzania kolejnego.]


1) Wprowadzenie/otwarcie całego projektu -
Praca plastyczno-techniczna Gąsienica

    Naukę rozpoznawania cyfr możecie tak naprawdę zacząć od tego, co tylko chcecie. Ba! Nawet nie musicie się "trudzić" i organizować takiego swoistego rodzaju "otwarcia" całego cyklu. U nas, standardowo, jako pierwsze pojawiły się książeczki dla Maluchów z cyframi, ot tak oglądane. Zależało mi jednak, abyśmy miały też jakąś ściągę z wypisanymi wszystkimi cyframi naraz/obok siebie, do której mogłybyśmy się odnosić. Głównym kryterium było to, abyśmy wykonały ją samodzielnie, bo to co zrobione własnymi rękami jest Dziecku bliższe i chętniej do tego wraca. I tak oto tym sposobem u nas padło na cyferkową gąsienice, którą później mogłyśmy podziwiać każdego dnia na drzwiach lodówki ;).



2) Wstępne zaprezentowanie danej cyfry -
bajka Charlie i Cyferki
/styl uczenia się: wzrokowo-słuchowy/

    Pierwszym krokiem, który czyniłyśmy w celu nauczenia Podopiecznej rozpoznawania cyfr, było oglądanie bajki z ciekawej serii Charlie i cyferki. Rozumiem, że opinie dotyczące oglądania TV przez Dzieci są podzielone, dlatego nie każdy musi ten punkt realizować. Jako że my jednak, hmmm... mogłyśmy, więc z tego korzystałyśmy.
    Bohaterem każdego 6-7 minutowego odcinka jest tytułowy Charlie oraz dana cyfra. Owszem, dla nas dorosłych bajka może wydać się nieco infantylna, aczkolwiek dla Dzieci jest bardzo łatwa w odbiorze. Najważniejsze jednak, że interesujące nas cyfry zostały dobrze zaprezentowane. Na pochwałę również zasługują: częste nazewnictwo poszczególnych cyfr oraz wpadająca w ucho piosenka końcowa. Nie ma opcji, żebyście sobie Jej później nie podśpiewywali ;).
    Bajkę można zobaczyć w BabyTv i na YouTube.



3) Oswajanie z cyfrą/jej "wyglądem" poprzez działanie -
Cyfry sensoryczne
/styl uczenia się: dotykowo-wzrokowy/

    Po kilku minutach "statycznej" nauki przed monitorem nadszedł czas na pierwsze, choć jeszcze dość krótkie działanie.
    W tej fazie przedstawiałam Wikusi widzianą uprzednio na ekranie cyfrę. Tym razem była ona jednak "fizycznie namacalna", tym bardziej że i sensoryczna. Podopieczna mogła porównać interaktywny znak z tym "rzeczowym" i jeszcze go dotykać, np. jeżdżąc po nim małym paluszkiem.
    Niestety, akurat zdjęć naszych cyferek nie posiadam, więc posiłkuje się tymi znalezionymi w sieci. W tworzeniu własnych sensorycznych znaków możecie wykazać się kreatywnością i uzupełnić je tym, co tylko przyjdzie Wam do głowy: filcem, drobnym papierem ściernym, piaskiem, kaszką, tekturą falistą, piórkami, itd.



4) Kontynuacja nauki rozpoznawania cyfr przez działanie -
Pociągi z naklejkami cyferkami
/styl uczenia się: kinestetyczno-wzrokowy/

    Kolejny etap również oparty jest na działaniu, ale tym razem obfitował w intensywniejszą aktywność.
    Przygotowałam/wydrukowałam ilustracje przedstawiające pociąg [lokomotywę z wagonami], które następnie należało ozdobić/wypełnić. Najpierw Wikusia przyklejała na okienka wagoników dane cyfry [jej wartość znajdowała się nadrukowana na drzwiach], a następnie całość kolorowała wg uznania. Zależało mi, aby Podopieczna przyglądała się danej cyfrze, oczywiście przeze mnie głośno nazywanej, a następnie porównywała/odwzorowywała tę naklejkową do wydrukowanej na wagonie.
    Ten etap można dowolnie modyfikować w zależności od poziomu rozwoju i aktualnych potrzeb Dziecka. Ja, np. trzy pierwsze cyfry [1,2,3] mogłam wprowadzić równolegle, bo były one już dobrze znane Wikusi.
    Ponadto możecie również dopasować metodę wybierania naklejek. Jeśli dana cyfra sprawia Dziecku kłopot, dajcie/rozsypcie cyfry tylko o jednej wartości [same czwórki]. Wówczas Maluch skupi się głównie na zapamiętywaniu Jej nazwy i charakterystycznego kształtu.
    W wersji trudniejszej można naklejki o wartości wprowadzanej cyfry wymieszać z tymi, które Dziecko już poznało [np. wprowadzamy cyfrę 4, więc dajemy Dziecku do wybory naklejki o nominale 4 i niższych 3,2,1].
    Najtrudniejszy wariant zakłada zmiksowanie naklejek przedstawiających różne cyfry [te poznane i jeszcze nie]. Obserwując swoje Dziecko na pewno wybierzecie najodpowiedniejszy sposób.



5) Utrwalanie cyfr i ich "kształtu" podczas zabaw ruchowych -
Poszukiwanie ukrytych papierowych cyfr
/styl uczenia się: kinestetyczny/

    Po ozdobieniu i powieszeniu wagonów w widocznym miejscu [u nas jak zwykle lodówka ;)] przychodził czas na jedną z ulubionych zabaw Wikusi. Jako że zabawa w chowanego i wszelkie jej modyfikacje naprawdę sprawiały nie lada frajdę Podopiecznej, postanowiłam ją wykorzystać w procesie nauki cyfr.
    Uprzednio przygotowane, tj. wycięte z kolorowego papieru technicznego cyfry chowałam w różnych zakątkach domu. Zadaniem Podopiecznej było ich odnalezienie.
    W początkowym etapie zabawa ograniczała się do poszukiwania jednego rodzaju cyfr, a więc tym samym Podopieczna jedynie oswajała się z danym znakiem graficznym. Dopiero później rozrywkę można było modyfikować stopniując poziom jej trudności, np.:
- schować cyfry o różnych nominałach i prosić Dziecko o zbieranie załóżmy tylko "dwójek",
- schować różne cyfry, pozwolić zebrać wszystkie, ale przy jednoczesnym ich nazywaniu.



6) Ugruntowywanie znajomości kształtu cyfr podczas zabaw plastycznych -
Kolorowanki wielokrotnego użytku
/styl uczenia się: wzrokowo-kinestetyczny/

   Po dwóch etapach nastawionych głównie na ukierunkowane działanie, nadchodził moment, co prawda, na kolejne czynności, ale tym razem już nieco bardziej dowolne.
    Na samym końcu wręczałam bowiem Podopiecznej kolorowankę wielokrotnego użytku, na której znajdowała się opracowywana cyfra i ilustracje przedstawiające różne przedmioty, ale w ilości odpowiadającej tej cyfrze [kolorowanki ze strony Czas Dziecka]. Podopieczna mogła się kreatywnie wyżywać, zupełnie po swojemu, ale w tle nadal towarzyszył poznawany znak graficzny, dzięki czemu mogła się z nim w ciągu dalszym "oswajać".

    To by było na tyle, jeśli chodzi o samo wprowadzanie poszczególnych cyfr. Jak widzicie, zależało mi, aby proces poznawaniu tych znaków opierał się na różnych stylach uczenia się. Aby przekazywane informacje docierały różnymi kanałami i były odbierane różnymi zmysłami. Czułam, że tylko takie podejście do tematu przyniesie oczekiwany efekt. Oczywiście, żeby Podopieczna mogła dobrze przyswoić każdą z cyfr prowadziłam również szereg zabaw utrwalających, ale o nich napiszę już w następnym poście :).

poniedziałek, 28 września 2015

Zdrowia, szczęścia, pomyślności -
kolejna laurka na blogu gości


Zdrowia, szczęścia, pomyślności.
Spełnienia wszystkich marzeń i samej radości...

    Dziś tak na szybciutko, chciałam Wam pokazać pierwszą pracę plastyczną, jaką kilka dni temu udało mi się wykonać z obecną Podopieczną, siedemnastomiesięczną Polą.
    Trafiła się nie lada okazja - urodziny Taty. Wiadomo, ważna sprawa, więc koniecznie trzeba było coś wymyślić. Jako że nie znam jeszcze dobrze ani samej Dziewczynki, ani Jej Rodziców, musiałam postawić na coś prostego, klasycznego, a zarazem ciekawego. Padło więc na sprawdzone kuleczkowe wyklejanki, jednak w urodzinowej odsłonie.
    W domu przygotowałam bazę kartki [tym razem wymyśliłam sobie, że motywem przewodnim będą balony, ale nie byle jakie, tylko takie à la 3D, tzn. przyklejone na grubszej kostce, nieco bardziej odstające od kartki ;)], zaś podczas przerw w pracy zrobiłam kolorowe kuleczki z bibuły. Jedynym naszym wspólnym zadaniem było ich przyklejenie na balonikowych konturach. Tutaj jak zwykle przydała się dobra dwustronna taśma klejąca. I to by było na tyle. Gotowe!
    Ozdabianie laurki zajęło nam dosłownie chwilkę, a małej Poli niezwykle przypadły do gustu bibułowe groszki, którymi później bawiłyśmy się jeszcze z dobre 10-15 minut [przesypywanie, przyklepywanie, gniecenie, szeroko pojęte doświadczanie i eksploatowanie to jest to, co Maluchy lubią najbardziej ;)].
    Mamy nadzieję, że Obdarowanemu mały prezent przypadł do gustu. Jeszcze raz wszystkiego co najlepsze :)!

niedziela, 13 września 2015

Czas pożegnań


    Drugi tydzień września dobiega końca, (już nie taka) Mała Wikusia od niemal dwóch tygodni jest dumnym przedszkolakiem, a ja do tej pory nie zdążyłam Wam nic na ten temat napisać.
   Moment pożegnania w pracy opiekunki [choć zapewne nie tylko tej] jest, hmmm..., specyficzny(?). O, może lepiej to ujmę - szczególny. Zarówno dla Podopiecznych, Niani, jak i nawet Rodziców. Zazwyczaj bowiem oznacza po prostu, że nieuniknienie zbliża się coś nowego, jeszcze nieznanego.
    W kwestii zawodowej, jako niania, nie mam większego emocjonalnego problemu podczas rozstań z Maluchami... Może to kwestia doświadczenia? A może wynika to z faktu, że do tej pory każda moja współpraca z Rodzinami układała się pomyślnie i wiem, że Podopiecznych jeszcze spotkam, choćby na gruncie towarzyskim.
    Na płaszczyźnie niezawodowej jednak, stricte prywatnej - podczas pożegnań zawsze towarzyszą mi ambiwalentne uczucia. Potrafię się jednocześnie cieszyć i smucić z zakończenia pewnego etapu, a tym samym ekscytować i czuć strach przed kolejnym, nowym [skomplikowane, wiem ;)].
    Nie rozpisując się jednak zanadto, skupiwszy się wyłącznie na kwestii, iż czas pożegnań, choć dla każdego nieco inny, jest na pewno wyjątkowy, chciałam też, żeby takim było to "ostatnie spotkanie". Z tego powodu postanowiłam pozostawić Wikusi jakąś pamiątkę po wspólnie spędzonych dwóch latach. Bardzo mi na tym zależało, aby było to coś trwałego, co się raczej nie popsuje, z czego Podopieczna "nie wyrośnie"... a jednocześnie co będzie dla nas i naszej pewnego rodzaju więzi charakterystyczne [bo co do tego, że między nianią a Dzieciem jakaś więź powstaje, nie ma chyba żadnych wątpliwości]. Padło więc na pluszaka i fotoksiążkę! Tak, książkę, w której znajdują się zdjęcia wszystkich naszych wspólnych prac plastyczno-technicznych, jakie przez cały okres współpracy udało nam się wyczarować.
    Projekt zrealizowałam i zakupiłam w Empiku. Nie chcę im niby robić reklamy, ale z drugiej strony, skoro ja nie mam z tego żadnych korzyści, a oni swoją robotę wykonali perfekcyjnie, więc czemu by się z Wami tą informacją nie podzielić :)? Może akurat, któraś/któryś z Was też się o taką pokusi? Tym bardziej, że tworzenie książki jest banalnie proste, a efekt końcowy rewelacyjny! Spójrzcie zresztą same/i [poniżej prezentuję kilka stron]:







    A jak w praktyce wyglądało nasze pożegnanie? Hmm... To był mile spędzony czas po pracy, raczej na gruncie towarzyskim, przy stole zastawionym pysznościami, o które zadbali Rodzice Podopiecznej. Wymiana serdeczności, luźne rozmowy, dokończenie spraw stricte zawodowych [otrzymanie referencji, przekaz informacji nt. wyrejestrowania mnie w ZUSie], no i oczywiście wymiana prezentami. Wymiana, bo jak się okazało i ja zostałam przez Pracodawców obdarowana wielkim zestawem nowiutkich, świeżutkich, jeszcze pięknie pachnących Lego [tak, tak, jak przez taki okres czasu można poznać człowieka ;)].
    Podsumowując minione 2 lata, na całą współprace patrzę bardzo pozytywnie. Nawet, gdy zdarzały się trudniejsze momenty [w żadnej pracy się ich nie uniknie], w tej chwili, a nie minęło zbyt dużo czasu, już ich praktycznie nie pamiętam. Cieszę się, że w czerwcu 2013 zupełnie przez przypadek [miałam pracować gdzie indziej, ale po dniu próbnym zrezygnowałam] trafiłam do Wikusi :).

czwartek, 20 sierpnia 2015

Dinozaury, co by tylko żarły
+ gotowe szablony do wydruku

    Wyjazd wakacyjny już za mną, do końca urlopu zostało zaledwie kilka dni, a tu tyle zaległości. Chyba nie sposób je nadrobić, tym bardziej że do końca współpracy z obecną Podopieczną został mi tylko tydzień. Tak, jeden tydzień. Wikusia, nawet nie wiedząc dokładnie kiedy, stała się dużą Panną, która od września zawita w progach przedszkola.
    Korzystając jednak z nadarzającej się okazji dzielę się z Wami tym, czym jest mi najłatwiej, czyli kolejnym pomysłem na pracę plastyczno-techniczną.
    Tym razem mogłabym podsumować, że należy ona do kategorii tych bardziej odtwórczych, a to dlatego, że skorzystałam z szablonów znalezionych w internecie [linki umieszczę Wam poniżej]. Wertując podstrony googla w poszukiwaniu ciekawie wyglądających dinozaurów [bo to one stały się tematem naszych działań ;)], natrafiłam na stronę ekoDziecko.com. Jak się okazuje autorka bloga również zaczerpnęła pomysł od kogoś innego i tak się koło toczy. Pozostaje jedynie dziękować twórcy.
    W domu wydrukowałam owe szablony, przygotowałam też talerzyki oraz geometryczne wzory z brokatowej pianki. Wystarczyło, że wraz Wikusią wytniemy dinozaury po konturach [tutaj swój duży udział miała sama Podopieczna], fantazyjnie pomalujemy części talerzyków, a następnie je udekorujemy. Z tak przygotowanych elementów złożyłyśmy niniejsze dinozaury:

    Muszę przyznać, że najwięcej czasu zajęło nam oczekiwanie na wyschnięcie talerzyków pomalowanych grubą warstwą farby. Wiki jednak dzielnie [choć momentami niecierpliwie ;)] to zniosła. W końcu się doczekała i mogła udekorować je piankową folią. Niestety, najgorszym punktem programu okazała się sesja zdjęciowa pradawnych papierowych istot, po której to lekko znudzona Podopieczna straciła nimi większe zainteresowanie :(.
    Jako że do tej pory raczej takie sytuacje się nie zdarzały, nasza obiektywna ocena tej pracy plastyczno-technicznej wynosi 4 gwiazdki. Stanowią one wypadkową krótkiego czasu przygotowania niedrogich materiałów, dobrej zabawy podczas tworzenia i poziomu [niestety, w tym wypadku niższego] zainteresowania gotowymi, jakże ciekawymi wytworami.



Dla zainteresowanych podaję linki do poszczególnych szablonów. Klikajcie, korzystajcie.
Triceratops, Diplodok, Tyranozaur, Stegozaur, Pterodaktyl

sobota, 25 lipca 2015

Minionki rozbrajają i pozdrawiają


    Choć osobiście nie należę do fanów Minionków, to muszę przyznać, że ich twórcom udało się osiągnąć zamierzony cel i rozkochać w tych żółtych, rubasznych stworkach tysiące Dzieciaków ;). Odkładając jednakże moje prywatne preferencje na bok, jako że szał na Minionki ogarnął i Podopieczną [aktualnie interesuje ją raczej tylko ich wygląd, nie sama w sobie bajka], postanowiłyśmy zrobić i nasze cudaki. Pomysł na ich wykonanie zaczerpnęłam od blogerki, na której bloga serdecznie zapraszam -> pedagogpisze, zaś za konkretne modele, na których się wzorowałam, posłużyły mi figurki z McDonalds'a.

    Potrzebne materiały [żółte opakowania z jajek Kinder, ruchome oczy, samoprzylepny papier kolorowy, folia piankowa, dwustronna taśma klejąca oraz dodatki typu wydrukowany obrazek gitary, guzik, włosie z połamanego pędzelka] najpierw odpowiednio przygotowałam [wycięłam, przycięłam ;), podkleiłam taśmą itp.]. Następnie zaniosłam je do Wikusi i wystarczyło, że poskładamy z nich w całość nasze Minionki. Czyniłyśmy to oczywiście patrząc na plastikowe pierwowzory. I tak oto powstało nam kilku Stuartów oraz jeden Bob.

    Wikusi bardzo się spodobały zarówno same zabawki, jak i proces ich powstawania. Na tyle, że gdy tylko do Jej McDonalds'owej kolekcji dołączył kolejny Minionek, również i jego skopiowałyśmy:

    Bez wątpienia za te proste w przygotowaniu i wykonaniu prace techniczne dajemy zasłużone 5 gwiazdek. Nie dość, że kinderkowe Minionki w końcowym efekcie niezmiernie cieszą oko, to później jeszcze dłuuuuuuugo można się nimi bawić [nasze egzemplarze po kilkunastu dniach eksploatacji są już co prawda nieco poprzebierane, porozbierane i poniszczone, ale zabawy naprawdę było co niemiara ;)]. Polecamy!

wtorek, 23 czerwca 2015

Dziecię dalej "wariuje" - serduszka tworzy i koloruje ;)



Tato, Tato, Patrz co mam!
Moje serce Tobie dam.
Z tego serca życzenia płyną:
Niechaj wszystkie smutki Cię ominą!

Tatusiowie, wszystkiego najlepszego z okazji Waszego święta!

wtorek, 26 maja 2015

Dziecię trochę poszalało - aż 3 serduszka Mamie dało ;)!



Dużo Mamie mówić miałam,
lecz gdy biegłam zapomniałam.
Więc Mamusiu nadstaw uszka
i zapytaj się serduszka.
Niech Ci powie jego bicie,
że ja kocham Cię nad życie!

Wszystkim Mamom ślemy najlepsze życzenia z okazji Waszego święta!

Autor tematu: Wikusia, Pomysł: Ciocia Kasia i Wujek Google, Wykonanie: Ciocia Kasia i Wikusia

niedziela, 17 maja 2015

Bezpłatne warsztaty dla Mamy i Taty


    Dziś po raz kolejny serwuje Wam garść informacji na temat ciekawych [bezpłatnych!] warsztatów dla Rodziców i Opiekunów, które będą się niebawem odbywać w różnych zakątkach Polski. Może akurat znajdziecie wśród tego spisu coś dla siebie?
    Zaczynając od tych, które odbywają się najwcześniej:



Planeta-Dziecko

Cykl bezpłatnych spotkań dla przyszłych i obecnych Rodziców.
Miejsce: Piotrków Trybunalski, Ostrów Wielkopolski, Opole, Radom, Kielce
Czas: maj 2015, termin zależny od wyboru miasta, godz. rozpoczęcia 16:40
Prowadzący: specjaliści z zakresu pielęgnacji i rozwoju dziecka oraz dietetycy
Koszt: bezpłatnie

Szczegółowe informacje i zapisy na -> oficjalnej stronie.






Bezpieczny Maluch

Warsztaty mające na celu edukację z zakresu bezpieczeństwa i zdrowego rozwoju Dziecka. Tym razem głównie przeznaczone dla przyszłych Rodziców.
Miejsce: Szpital Ujastek, ul. Ujastek 3 Kraków
Czas: sobota 23 maja 2015 r.; godz. 11:00-14:30
Prowadząca: ratownik medyczny Kampanii Bezpieczny Maluch
Koszt: bezpłatnie

Dodatkowe info: warsztaty mają się również odbyć w późniejszych terminach w innych zakątkach Polski. Sprawdźcie koniecznie, czy będą gościć i u Was.

Szczegółowe informacje i zapisy na -> oficjalnej stronie kampanii.






Świadoma Mama

Spotkania dla obecnych i przyszłych Rodziców, podzielone na część teoretyczną [prelekcje specjalistów] i praktyczną.
Miejsce: Muzeum Lotnictwa Polskiego, Kraków
Czas: 28 maja 2015 r., godz. 11:00-15:00 [dla Rodziców i Opiekunów Dzieci do lat 3.] oraz 16:00-20:00 [dla przyszłych Rodziców]
Prowadzący: p. Karina Kunkiewicz, aktorka, prywatnie mama
Koszt: bezpłatnie

Dodatkowe info: warsztaty mają się również odbyć w innych terminach w różnych miastach, m.in Rzeszowie, Gdańsku, Olsztynie, Warszawie, Łodzi, Wrocławiu, Poznaniu, Katowicach, Sosnowcu i wielu, wielu innych. Sprawdźcie, czy także i u Was!

Szczegółowe informacje i zapisy na -> stronie internetowej Świadomej Mamy.



niedziela, 10 maja 2015

Fruwają motyle nad łąką, kiedy na niebie świeci słonko


    Co prawda, dziś pogoda w Krakowie nie rozpieszcza, ale to dobry moment, żeby zwolnić, a w tej wolnej chwili pokazać Wam naszą kolejną pracę plastyczno-techniczną.
    Jak widać u nas nadal tematycznie. Do grona poprzednich owadów dołączyły bowiem urocze motyle.
    Aby je wykonać potrzebowałyśmy: szablony motyli [o różnych kształtach], kolorowe pomponiki, druciki kreatywne, ruchome oczy, farbki i pędzle oraz taśmę dwustronną do połączenia elementów.
    Najpierw wraz z Podopieczną wzięłyśmy w ręce pędzle oraz farby i nadałyśmy naszym skrzydlatym owadom trochę barwy ;). Tym razem używałyśmy akwarelek, których wysychanie trwało dosłownie minutkę, może dwie. Tyle co posprzątałam po malowaniu i już mogłyśmy przechodzić do kolejnych czynności związanych z tworzeniem owadów.
    Z pośród przyniesionych materiałów Wikusia wybrała sobie te, z których chciała zrobić tułowia i czułki motyli. A dokładnie to jednego(!) motyla, bo prawdę mówiąc wówczas skupiła się już tylko na tym najważniejszym - swoim fioletowym ;). Po wybraniu [oczywiście także ;)] fioletowych akcesoriów wystarczyło było je przymocować. Na środku motyli przykleiłam pionowo po pasku dwustronnej taśmy klejącej [o szerokości około 1 cm] i ściągnęłam z niej folię ochronną. Podopieczna, widząc jak powstawał pierwszy [mój] motylek, w podobny sposób postanowiła przymocować dodatkowe elementy do swojej sztuki.
    A tak się prezentują gotowe skrzydlate stworzonka:

Od lewej: fioletowy motylek Wikusi, wspólnie wykonana "Rusałka" i na końcu mój pastelowy.

    Z całą szczerością mogę przyznać, że Podopiecznej bardzo podobała się ta zabawa plastyczno-techniczna. Wykonywanie motyli wciągnęło ją bez reszty, na co dowodem może być fakt, iż po zrobieniu trzech sztuk "domagała się" o jeszcze ;). Dodatkowym plusem [i to bardzo dużym!] jest również to, że gotowymi owadami mogłyśmy się później spokojnie bawić, fruwając (z) nimi tam i z powrotem po całym mieszkaniu. "Rozlatywały" się dopiero po dłuższym czasie szaleństw, a i ich ewentualna naprawa nie stanowiła żadnego problemu ;).
    Dając zasłużone 5 pełnych gwiazdek, polecamy do wykonania we własnym domu!





niedziela, 3 maja 2015

Lata pszczoła koło czoła, czyli
wiosenne owady w naszym wykonaniu


Lecą ważki koło paszki,
Lata osa koło nosa.
Fruwa pszczoła koło czoła,
a biedronka dookoła!

    Jako że wiosna już pełna parą, to i my pokusiłyśmy się w końcu o zrobienie wiosennych żyjątek. Padło na te skrzydlate, a dokładnie to: biedronki, pszczoły i ważki.
    Tym razem postawiłyśmy na "pół-recykling" ;), stąd bazę do ich wykonania stanowiły nakrętki z butelek oraz patyczki po lodach. Do tego jednak, już nieco mniej ekologicznie, dodałyśmy: kawałki filcu [kropki, paski], skrawki czarnej pluszowej pianki [czułki], ruchome oczka i skrzydełka z jeszcze nieznanej Wikusi organzy. Następnie chwilę poczarowałyśmy klejem i gotowe ;)!
    A tak na poważnie, jeszcze przed tym naszym "czary-mary", "hokus pokus" pomalowałam drewniane patyczki, a kilka z czerwonych nakrętek dopieśćiłam, kreśląc na nich czarnym flamastrem odpowiednie [biedronkowe] wzory. Po tym, rzeczywiście, wystarczyło wszystkie elementy jedynie połączyć ze sobą za pomocą kleju czy dwustronnej taśmy klejącej. Koniec!
    A tak prezentowały się nasze wiosenne owady:

    Jako że nie mogłam się zdecydować na wybór tła, a i jedną nogą jestem już na wakacjach [oj, nie mogę się doczekać!], to dodaję drugą fotografię ;):

Plansze stanowiące tło pochodzą z serii Rysuję i dekoruję firmy Olejesiuk, o której na pewno jeszcze napiszę na blogu.

    Zadanie wydawałoby się bardzo proste, aczkolwiek wielkość [baaaaardzo mała] wszystkich części może sprawić problem nawet niejednemu dorosłemu, a co dopiero Maluchowi. Stwierdziłam jednak, że to odpowiedni moment na ćwiczenie precyzji i cierpliwości.
    Malutkiej najbardziej podobało się tworzenie biedronek, podczas którego ochoczo przyklejała poszczególne filcowe elementy i wybrane przez siebie różowe(!) oczy ;). Podopieczna pomagała mi również w wykonywaniu pszczółki [oczywiście najbardziej intrygujące okazały się skrzydełka z organzy, którą kupiłyśmy dzień wcześniej na wspólnym spacerze]. Tworzeniem ważki zaś nie była już kompletnie zainteresowana. Tak więc jest to całkowicie moja robocizna. Dopiero gotowy owad zrobił na Słodziaku wrażenie.
    Na koniec, muszę jednak przyznać, że tak jak się spodziewałam, ta zabawa sprawiła nam trochę problemów technicznych, a szczególnie mam tu na myśli poklejone opuszki palców, do których wszystko się przyklejało. Dodatkowo w końcowym efekcie ponownie powstały dzieła, które mogą raczej jedynie stanowić ozdobę, aniżeli typową zabawkę do zabawy. Jak już wiecie dla nas to duży minus.
    Podsumowując, za prosty pomysł i możliwość jego realizacji przy użyciu tanich i dobrze dostępnych materiałów dałybyśmy spokojnie 5 gwiazdek, jednak rozpadająca się konstrukcja obniża je do zaledwie 4., które właśnie w tym miejscu przyznajemy.

piątek, 1 maja 2015

Szefowa kuchni poleca - pizza niemal prosto z pieca ;)


    Kojarzycie te dni, kiedy wracacie do domu późną porą, w lodówce nie czeka na Was obiad, a gotowanie to ostatnie na co macie ochotę? Wtedy pozostaje sięgnąć po telefon, wybrać dany numer i zamówić ulubione frykasy. Może akurat wybór padnie, tak jak u nas, na smakowitą pizzę?
    Takim daniem cieszyłyśmy się z Podopieczną całkiem niedawno. Nam, co prawda, udało się je zrobić jeszcze własnymi siłami. I choć przysmak w żadnym razie nie nadawał się do jedzenia, sprawił mnóstwo radochy ;) [tak, tak, dokładnie tyle, co kulinarny gotowiec w leniwe dni ;)].

    Do wykonania smakowitych papierowych dań potrzebowałyśmy jedynie wydrukowanych ilustracji przedstawiających pizze i poszczególne składniki [aa, no i klej do przyklejania ;)].
    Mnie, niestety, nie udało się z pomocą Wujka Google znaleźć rysunków pustej pizzy, więc musiałam pokombinować i stworzyć je sama [mowa tu o mojej bardzo prymitywnej działalności, na równie prostym programie zwanym Paint ;)]. Znacznie łatwiej było zdobyć ilustracje różnorodnych składników, także w interesującej mnie perspektywie [pokrojone na plastry czy cząstki]. Na polskich i zagranicznych stronach znalazłam ich naprawdę bardzo dużo.
    Na koniec dla wzmocnienia końcowego efektu postarałam się o puste tekturowe pudełko [bez problemu można o takie poprosić w każdej pizzeri, jego koszt nie powinien przekroczyć 1-2zł].
    Procesu powstawania naszych tekturowych pizz nie ma co opisywać. Możecie jednak zobaczyć, jak prezentowała się pierwsza tuż po otwarciu opakowania ;):

    Wykonywanie papierowych dań kuchni włoskiej zajęło nam sporo czasu, ale nie dlatego, że było ono takie trudne [co to, to nie. Wręcz przeciwnie ;)], ale dlatego, że sprawiło Podopiecznej masę frajdy. Jak się okazało, wybieranie składników, poznawanie nowych i przyklejanie ich na swoją podstawę, to dla Wikusi dobra zabawa, na której potrafi się również długo skupić. W efekcie, w pierwszy dzień do wyimaginowanego piekarnika trafiły 3 pizze, z czego jedna pozostała margheritą.

    Później nasza zabawa była kontynuowana i na zmianę wraz z Podopieczną wcielałyśmy się w rolę osoby zamawiającej pizzę i dostawcy. Na koniec zaś mogłyśmy już spokojnie zasiąść do stołu i rozkoszować się konsumowanym w udawany sposób włoskim plackiem [coby nie było, podzieliłyśmy się również z zabawkami, głównie ze Shrekiem i jego żoną Fioną ;)]. Buon appetito!

    Za prostą, ale i wciągającą zabawę od nas zasłużone pełne 5 gwiazdek!

niedziela, 12 kwietnia 2015

... bo inspirację można znaleźć wszędzie,
a wyobraźnię rozwijać zawsze! Część II.



Kredowa Myszka
Powstała na jednym z naszych standardowych spacerów. Słodziak nadał ton dziełu rysując najpierw odpowiedni kształt. Szybka burza mózgów i już wiedziałyśmy, co się ukryło na chodniku. Domalowałam oczko, uśmiech, zaczęłam zaznaczać kształt noska i... I tu dowodzenie przejęła znów Podopieczna, poprawiając ostatnią kropę i domalowując króciutkie wąsiki ;)



Roballo - łańcuchowy robaczek
Robaczek wykonany dawien dawno. Hmm... jeszcze w okresie okołoświątecznym, tyle że 2013/14 ;).
Króciutki papierowy łańcuch + dwoje papierowych oczu i gotowe!



Panowie, Panie, oto narciarz na pierwszym planie
Jedno ze świeżutkich dzieł Podopiecznej narysowane na "znikotablicy".
Wikusia pewnym krokiem weszła w świat głowonogów, teraz szlifuje swój warsztat ;)!



Pierwsza część zdjęć z projektu -> TU.

niedziela, 5 kwietnia 2015

Wesołego Alleluja, czyli świąteczne kartki


    No, to dziś chwalę się już ostatnimi wielkanocnymi pracami, jakie wykonałam w tym roku z Wikusią. Są nimi kartki świąteczne [ilość hurtowa], którymi Słodziak mógł obdarować najbliższych.
    Skąd się wziął pomysł na ich wykonanie? Przyznam szczerze, że jeszcze w zeszłym roku wypatrzyłam podobne na blogu Mordoklejki. Karteczki spodobały mi się na tyle, że sama postanowiłam takie zrobić.
    Jako że czas dość nagli, przypomniawszy sobie czasy studenckiego egzaminu z techniki, w podpunktach opiszę Wam jak takie cuda "wyczarować".

    Potrzebne materiały: kartki z bloku rysunkowego, gotowe ozdobne taśmy klejące [lub paseczki wycięte np. z kolorowych gazet, ozdobnych, wzorzystych kartek itp.], naklejki do ozdabiania, klej i nożyczki.


    Wykonanie:
1) Wydrukuj w prawym dolnym rogu kartki A4 [zwykłej lub z kolorowego bloku rysunkowego] szablon jajka i ewentualne życzenia [sprawdź, czy po złożeniu jajko będzie na środku okładki Twojej kartki. Jeśli nie, po prostu przesuń szblon/popraw].
    Osoby, które potrafią samodzielnie narysować równe jajo lub co więcej, dobrze sobie radzą z wycinaniem kształtów z wyobraźni, mogą ten krok pominąć. Ja jednak wolałam liczyć na gotowy zaznaczony kontur.

2) Złóż kartkę w poziomie, tak aby jajo znalazło się na zewnątrz po prawej stronie.

3) Złóż kartkę ponownie, tym razem w pionie, aby część, na której znajduje się jajko stanowiła okładkę kartki. [Jeśli postanowiłaś/eś nie drukować szablonu, teraz jest czas, aby w tym miejscu narysować odpowiedni kontur].

4) Wytnij jajko po konturach lub na żywca ;).

5) Dwie spodnie warstwy kartki, które będą stanowić jej tył sklej ze sobą.

6) Małe karteczki z bloku rysunkowego dopasowane wielkością do kartki [mniejsze niż cała kartka, nieco większe niż otwór w niej] ozdób teraz dowolnie, np. kolorową taśmą klejącą.

7) W kilku miejscach [od spodu!] posmaruj powstałe karteczki klejem. Wsuń je między pierwsze dwie warstwy bazy kartki. Lekko dociśnij, tak aby zapobiec ewentualnemu przesuwaniu się.

8) Na koniec sklej ze sobą dwie wierzchnie warstwy kartki. Gotowe. Teraz wystarczy powstałe dzieła ozdobić w środku.


    Jak widzicie na zdjęciu przedstawiającym potrzebne materiały, moja baza do kartek wyglądała nieco inaczej i była rozcięta. Otóż przyznam, że to był mój sposób na ratowanie materiałów, a stricte to na odpowiednie wyśrodkowanie jaja. Mimo wcześniejszych prób, program komputerowy postanowił się przestawić jak mu pasuje, a drukarka krzywo wciągnąć kartki ;). No, ale nie ma tego złego... Kartki naprawione? Naprawione. To się liczy.
    Na sam koniec mogę Wam powiedzieć, że Wikusi podobało się tworzenie, a raczej jedynie ozdabianie karteczek, tak jak i podobają Jej się same kolorowe taśmy ;). Co więcej, to ona wymyśliła ich pionowe ułożenie, podczas gdy ograniczona ciocia [oj, tak, tak] początkowo miała w zamyśle tylko paski poziome ;) [sama nie wiem dlaczego?].
    Jak się prezentują gotowe kartki [moja niebieska na prawo, biało-fioletowa, nawet nie sklejona, Wikusi i reszta wspólnych], już widzieliście. Mam nadzieję, że przypadły do gustu i Wam i tym, którzy zostali nimi obdarowani.

sobota, 4 kwietnia 2015

Dekoracyjne jajeczka


    Dziś chciałam Wam przedstawić kolejne, bardzo proste w wykonaniu, ale jednocześnie jakże urocze dekoracje wielkanocne. Mowa o kolorowych pisankach na patyczkach.
    Do ich zrobienia wystarczą: styropianowe jajka, długie patyczki, np. do waty cukrowej/szaszłyków, klej w tubce, np. magic, "coś" do ozdobienia [brokat, kuleczki, niteczki, kaszka itp. Do wyboru do koloru] i ewentualnie wstążki do nadania ostatecznego szlifu ;).
    Nabite na patyczki jajka wystarczy posmarować za pomocą pędzelka dość grubą warstwą kleju, a następnie obtoczyć je w drobnych ozdobach [wsypanych uprzednio do miseczki lub nasypanych na płaski talerzyk]. I to by było na tyle. Dodatkowo, na zakończenie, drewniane patyczki można jeszcze udekorować uroczą kokardką ze wstążki. Prawda, że proste? Chciałoby się rzec: "ozdoby instant" ;).
    Jajeczka [w naszym przypadku ozdobione kolorowymi kuleczkami i brokatowymi niteczkami], których błyskawiczne tworzenie tak przypadło do gustu mojej Podopiecznej, z powodzeniem mogą stać się oryginalną ozdobą niejednego świątecznego stołu. Aż sama żałuję, że się takich jeszcze nie dorobiłam ;).

    A tutaj jeszcze, korzystając z wolnego postowego miejsca, a jednocześnie pozostając w świąteczno-pisankowej tematyce, chciałam Wam pokazać jedną z prościutkich, ogólnorozwojowych zabaw, którą ostatnio zaproponowałam Podopiecznej.
    Zabawa polegała na dopasowaniu do siebie dwóch części jajka, tak aby złożyć w całość kolorowe pisanki [materiały wydrukowałam z tej strony - KLIK].
    Zadanie podzieliłam na etapy. Najpierw dałam Wikusi do złożenia tylko jeden zestaw składający się z trzech jajek [sześciu połówek] rozciętych w poziomie.

    Następnie, gdy Wikusia już ułożyła pierwszą część, zabrałam ją i podmieniłam na drugi zestaw, w skład którego wchodziło więcej jajek przedzielonych w pionie.

    Dopiero na zakończenie wymieszałyśmy wszystkie elementy, które [niespełna 3-letnia] Podopieczna błyskawicznie, bez większych problemów składała w całość! Szczerze powiedziawszy tym to i nawet mnie zaskoczyła [a nie powiem, znamy się całkiem dobrze ;)]!

    Po skończonej zabawie w stricte "układanie", dzięki wyobraźni Wikusi, niektóre z części tekturkowych pisanek zmieniły nieco swoje zastosowanie i tym razem stały się "słuchawkami telefonicznymi". [Yhy, i to właśnie między innymi za to, tak uwielbiam pracę z Maluchami :))!]

czwartek, 2 kwietnia 2015

Wielkanocne zajączki


    Korzystając [w dalszym ciągu ;)] z dobrodziejstw dostępnych w sklepach, tym razem pokusiłam się o wykonanie razem z Wikusią słodkiej rodzinki wielkanocnych zajączków. Materiały potrzebne do skompletowania pomponowych zwierzaków pochodzą z zestawu kreatywnego Kolorowe Króliki, który zakupiłam już z dobry rok temu na wyprzedaży w empiku [koszt: 9,90zł].
    W opisywanym pudełku niby znalazły się wszystkie elementy potrzebne do zrobienia króliczków, jednak muszę przyznać, że ja część z nich najzwyczajniej podmieniłam, m.in. oczka [na dużo większe], niektóre pomponiki do zrobienia nosków oraz, co najważniejsze, dwustronną taśmę klejącą [oryginalna, ta dołączona do zestawu, po prostu niezbyt się nadawała].
    Ponadto, z powodu bardzo małych rozmiarów niektórych części, do Podopiecznej postanowiłam przynieść już gotowe "pyszczki" [uprzednio przeze mnie złożone z cienkich, piankowych wąsików i miniaturowego pomponika].

    Myślę, że ze względu na prostotę projektu, nie bardzo jest sens, abym rozpisywała się nad kolejnymi krokami, które podejmowałyśmy w celu złożenia stworzonek ;). Hmm... bogatsza o doświadczenie, mogę nawet stanowczo stwierdzić, że zadanie "składanie" jest naprawdę łatwe. Na tyle łatwe, że gdy ja męczyłam się z podmienianiem taśmy klejącej, moja niespełna 3-letnia Podopieczna w mig samodzielnie złożyła najmniejszego słodziaka z zajęczej Rodzinki ;). Ba! Zdążyła go nawet ponownie rozłożyć na części pierwsze, śmiejąc się przy tym do rozpuku. A jakże ;)!
Oto efekty naszej pracy:

    Zdradzę Wam [choć to chyba żadna tajemnica ;)?], że pomponikowe zajączki zrobiły furorę. Podopiecznej niezwykle się podobało zadanie-składanie i efekt, jaki uzyskałyśmy już po skończonej pracy. Na dowód przedstawiam Wam dwa dodatkowe króliczki, które zrobiłyśmy kilka dni później na specjalną prośbę Wikusi :). Tym razem jednak elementy przygotowałam zupełnie sama z dostępnych w mojej "magicznej szafie" materiałów [tzn. wyszukałam w jej zakamarkach pompony, ruchome oczka oraz wycięłam kształty z pianki ;)].

    Na zakończenie muszę przyznać, że jedynym minusem, jak zazwyczaj przy tego rodzaju robótkach, jest to, że... Ano, że gotowe zabawki są raczej przeznaczone jedynie do bycia statyczną ozdobą aniżeli do zabawy. A w naszym przypadku bywa to dość kłopotliwe :(. Dlatego też w podsumowaniu przyznajemy jedynie 4 gwiazdki.