Po niezapowiedzianej, niemal 2-miesięcznej, przerwie wakacyjnej powracam do blogowego publikowania z pewną dozą nieśmiałości. Jako że przez te miesiące sporo się u mnie działo, niestety, na dopieszczanie bloga nie starczało już czasu. Zamiast więc robić coś byle jak, jedynie na pół gwizdka, wolałam wziąć całkowity urlop od internetowej działalności. Kiedyś jednak trzeba powrócić do swojego przyjemnego hobby, tak więc... no... ten tego...
Dziś, nadając już z zupełnie nowego miejsca i jako pełnoprawna ciocia [tak, tak, musiałam się pochwalić], chciałam Wam pokazać plastyczno-techniczną pracę, którą wykonałyśmy wraz z Podopieczną już dobre pół roku temu [wiem, robię to z bardzo dużym opóźnieniem, ale co począć? Powiedzmy, że czasami tak po prostu bywa ;). Gorzej jednak, że kilka takich perełek, które od dawna czekają na swoją premierę, mam jeszcze w zanadrzu, ale ciii ;). O tym innym razem ;)].
Wracając do meritum... Uroczą Rodzinkę Misiów wykonałyśmy z Wikusią pewnego zimowego dnia. Jej tworzenie nie zajęło nam zbyt dużo czasu, wystarczyło bowiem, jak to w przypadku kółeczkowego origami bywa, odpowiednio ponaklejać uprzednio wycięte kolorowe, papierowe kółka i ewentualnie inne ozdoby [u nas materiałowe kokardki oraz ruchome oczy].
Pierwszego z Rodzinki - Maleństwo - robiłyśmy jak zwykle wspólnie, ale z przewagą mojego instruktażu i ukierunkowywania Malutkiej. Podczas tworzenia drugiego - Taty Misia - dałam Podopiecznej nieco więcej swobody w przyklejaniu. I tak oto powstały nam takie cuda:
Niedługo później, bo już na następny dzień, do kolorowych niedźwiadków dołączyła fioletowa Mama Miś.
Przez pewien czas słodkie Misie wędrowały po całym domu, z miejsca na miejsca. Chwilę pobyły tu, chwilę tam, same chyba nie wiedziały, gdzie im najlepiej ;). Wtem Mama Podopiecznej postanowiła im pomóc i zrealizowała swój świetny plan! Każdy z Misiów najpierw został obdarowany ramką, w której mógł się schować przed kurzem, brudem i innymi czyhającymi zewsząd niebezpieczeństwami.
Następnie Rodzinkę trzeba było gdzieś na stałe zameldować. Tak, by nie dość, że była razem w komplecie, to i jeszcze dobrze widoczna! Spokojna głowa, bo i o to zadbała Mama Wikusi. Uff!
Misie w niedługim czasie zamieszkały na salonowej półce, która stała się ich własnym, przytulnym zakątkiem! Ba! Do tej pory tam urzędują i wygląda na to, że nie mają zamiaru już nigdzie się ruszać!
Choć kółeczkowe misie robiłyśmy już dawno temu, do dziś pamiętam, jak ich tworzenie podobało się Podopiecznej. Przygotowywanie materiałów nie zajęło mi dużo czasu, wykonywanie pracy plastycznej nie było zbyt trudne, a efekt końcowy też prezentuje się bardzo ciekawie i co więcej, do tej pory zdobi dom. Z tychże powodów dajemy właśnie 5 w pełni zasłużonych gwiazdek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz